Wołyń jest wszędzie

0
Reklama

Miłosz w swoim wykładzie noblowskim powiada, że powołaniem poety jest być kimś takim jak bohater jego ulubionej książki z dzieciństwa,

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Nils Holgerson, który, zmniejszony do rozmiarów krasnala, podróżuje razem z gęśmi gęgawymi i z wysoka ogląda świat jako całość, kiedy zaś ląduje na ziemi i przemierza ją na swych krasnalich nóżkach, widzi z bliska każdy najdrobniejszy szczegół. Wydaje się, że Alf Soczyński, który miał w Brzegu niedawno spotkanie autorskie, jest takim właśnie Nilsem Holgersonem. Wygnanym, jak wielu innych Polaków, z rodzinnego gniazda na Kresach – ale przecież nie za to, że był niegrzecznym chłopcem, okrutnym dla zwierząt, jak bohater baśni Selmy Lagerlőf, zanim zaczęła się jego oczyszczająca pokuta! Alf Soczyński, dzieląc los wygnańca i nigdy się z nim nie godząc, potrafił jednak, na przekór zbirom Historii, ze swego życia, ze swej podróży uczynić „cudowną podróż”.

 

 

Zadziwiające jest to, że autor Kwadrygi z ojcem wędrując jakby nie rusza się z miejsca. A tym miejscem jedynym jest dla niego Wołyń, kraj, w którym się urodził i do którego nieustannie niczym Odys do Itaki wraca. Wołyń jest jego kosmosem. Tak jak kosmosem Schulza był jego rodzinny Drohobycz. Tyle że Schulz poza Drohobycz prawie się nie wychylał. Natomiast Alf Soczyński, wygnany ze swej ojczyzny – zabrał ją ze sobą. Dlatego może lepiej byłoby powiedzieć tak: nie tyle Wołyń jest kosmosem, ile kosmos jest Wołyniem, a Alf jest tego kosmosu obywatelem, jak sam siebie w jednym z przyrodniczych esejów nazywa. Mówi o sobie w wierszu Melodia, że jest „pająkiem/ rozpostartym na pajęczynie/ strun kosmosu”. Ten zadumany pająk, który chwyta Wołyń jest wszędzie w swoją sieć myśli, wrażenia, obrazy, ma przez Wołyń ukształtowaną wyobraźnię, wrażliwość i topografię duszy. W tym samym wierszu czytamy: „Jestem dźwiękiem/ wypływającym ze strun świata/ uderzonym przez tajemniczego grajka/ zabłąkanego na starym strychu Wołynia”.

To, co małe i prowincjonalne z wszechświatowego punktu widzenia, splata się z uniwersum, wchłania je i ogarnia. Przez Wołyń wiedzie „droga na łąki wieczności albo w głuchą nicość” – pisze w wierszu Jedyne gniazdo. W takim przeczuciu raz transcendentnej pustki, raz transcendentnej pełni, Alf Soczyński kontempluje rytmy przyrody, rytuały życia i śmierci, paroksyzmy Historii, już to w zachwycie, już to w przerażeniu, lecz zawsze z nadzieją.

Reklama