Aby Polska – była Polską!

0
Reklama

Groch z kapustą
Przyrzekłem sobie, że nie będę mieszać się do prezydenckiej kampanii wyborczej. W kilku ostatnich felietonach nie sugerowałem czytelnikom niczego. Ale w pewnym momencie miałem z tego powodu wyrzuty sumienia. Prawdopodobnie, z dziennikarskiego obowiązku, należało się odezwać i opowiedzieć za tym, czy innym kandydatem. Przyznaję, że strach mnie obleciał. To, co dzieje się z komentarzami w Internecie, powstrzymuje każdego. W Polsce, jeśli chodzi o politykę, można sympatyzować z kim się chce. Trzeba jednak pamiętać, aby ze swoją opinią, zbytnio się nie obnosić. Jeśli swoim wyborem pochwalisz się publicznie, a nie daj Boże w mediach, natychmiast staniesz się wrogiem nr 1, nawet dla swoich przyjaciół. Od samego początku było wiadomo, że kilku pretendentów nie miało najmniejszych szans na fotel głowy państwa. Na dobrego konia postawił Frasyniuk. Ten polityk zawsze miał niezłego nosa. Szkoda tylko, że jego koń szybko okulał. Sensownie nawijał Korwin-Mikke. Ten ma jednak problem z mediami, które go nie lubią. Napieralski, jako tradycyjna lewica, zebrał przysługującą mu pulę głosów. W kampanii okropnie się napocił, ale do miana wybitnego polityka jeszcze mu daleko. Mój kandydat przepadł już w pierwszej turze. W ogóle mi go nie żal, bo sobie na to zasłużył.
Bohaterowie naszych
czasów

O Kaczyńskim i Komorowskim napisałem tylko tyle, że po jednym z nich – można spodziewać się wszystkiego, a po drugim – nie wiadomo czego. Telewizyjne debaty obu kandydatów ujawniły, że Pan Komorowski jest cieniutki. Cieniutki i zestresowany, jak uczniak z pierwszej klasy. Wysławiał się jakoś nienaturalnie, jakby wierszyki recytował na szkolnej uroczystości. Najgorsze były te jego wpadki. Tragedii nie było, bo świat się nie zawalił, ale pojawiło się ich multum. Miałem okazję poznać faceta (przepraszam, Pana Prezydenta), kilkanaście lat temu osobiście, gdy był jeszcze ministrem obrony narodowej, Wydaje mi się, że od tamtego czasu, nie posunął się intelektualnie do przodu, ani o kawałek. Najwyraźniej, funkcja marszałka była dla niego najodpowiedniejsza. Wszystko co trzeba pisali mu sekretarze, a on musiał tylko… dobrze to odczytać. W przeciwieństwie do niego, znacząco (do przodu) posunął się drugi kandydat. Zwłaszcza wiekowo. Ograniczenia ruchowo-gestykulacyjne są u niego widoczne. Ale Prezes umysł nadal ma sprawny. Wpadek miał znacznie mniej, ale jak już coś palną, to potem pół PiS-u musiało to odkręcać. Ostatnio Prezes nam trochę zmarkotniał, jednak ma serce do walki. A potwierdziły to… wyniki drugiej tury.
Wybory, czy loteria?
W trakcie kampanii wyborczej obaj politycy byli sztywni, a przede wszystkim – nudni. O gospodarce i ludziach mówili tyle, co kot napłakał. W Polsce, nawet ci wyborcy, którzy mają swojego upatrzonego kandydata, nie są do końca zadowoleni  i strasznie psioczą. Spacerując (w wyborczy weekend) po lasach Kotliny Kłodzkiej, na każdym kroku słychać było soczyste komentarze turystów. Zmęczeni spacerowicze, wdrapując się na wierzchołek góry, bez oporów wyrażali swoje opinie. W moim wieku sportów ekstremalnych należy unikać, więc wybrałem się na szczyt Wielkiej Sowy. Po drodze dominowały tylko dwa tematy. Pierwszy – wybory. Drugi – piłka nożna. Jeśli chodzi o sport, to wyglądało to mniej więcej tak. – No, jak tam kolego? Oglądaliście mecze? – A taaak! Oglądałem! Musiałem! Bo wiecie, już więcej nie mogę patrzyć na gębę tego Komorowskiego! – Ja to samo, kolego. Jak widzę dziób tego Kaczyńskiego, to mi się nóż w kieszeni otwiera. – Ktoś inny, z boku, dodaje: – popatrzcie no, co te sk….y z nami wyprawiają?! – Zapewniam drogich czytelników, że są to najbardziej delikatnych z komentarzy. Ale moi drodzy, pójść na wybory trzeba było! Każdy z nas posiada marzenia i oczekuje, że jutro będzie mu lepiej.
Marek Popowski

 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama