W 36 klatek dookoła świata – Peru

0
Reklama

Kolejny nudny początek tygodnia. Ulubiony przez wszystkich poniedziałek” − myślała Andrea, gdy nagle zadzwonił telefon. „Jest do ciebie jakaś paczka z Meksyku” − powiedział głos w słuchawce − i poniedziałek, a nawet cały tydzień nabrał rumieńców.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Podróżnik bez przeszkód dotarł tym razem do Limy, stolicy Peru. Kolejny przystanek jego wędrówki przyniósł wiele radości nie tylko mnie, ale i wszystkim uczestnikom zabawy. Martwił mnie tylko fakt, że już jest czerwiec, a my jesteśmy dopiero w Peru. „Co z moim planem, by zakończyć to w rok? X-rays na lotniskach, czas, zmieniające się warunki atmosferyczne − czy film wytrzyma?” − pytałem sam siebie.
Wtedy z ratunkiem przyszedł fan projektu numer jeden − mój ojciec, Janusz. „Co się martwisz zawczasu jak mama, co ma być, to będzie, i tak nie masz na to wpływu” − pisał do mnie w jednym z maili.
Tymczasem już we wtorek Andrea zabrała naszego małego przyjaciela na spacer i − jak pisała w notesie − 5 minut później zrobiła to jedno, jedyne zdjęcie. Spontaniczne zdjęcia wydają mi się zawsze najciekawsze. Z pozoru powierzchowne, nic specjalnego nie przedstawiające, po dłuższym zastanowieniu oferują tysiące historii z cyklu „A może to było to?”.

 


Andrea zanotowała ponadto, że Podróżnik tego dnia musiał być jej szczęśliwym amuletem. Najpierw okazało się, że zabrała za mało drobnych na autobus, i kierowca pozwolił jej pojechać za mniejszą kwotę niż wynosiła cena biletu. Potem zorientowała się, że nie ma kopii swojego dowodu osobistego, który jest niezbędny w Peru do wysłania przesyłki za granicę. Nie mając pieniędzy, myślała, że nici z wyekspediowania Podróżnika w kolejny etap, kiedy pracownik ksero skopiował jej dowód za darmo.
I na koniec pracownik poczty nawet nie otwierał paczki, by sprawdzić jej zawartość, co w Peru czyni się zawsze, gdy wysyłamy coś za granicę, a dodatkowo zawinął ją w folię, mówiąc: „To na wypadek, gdyby paczka trafiła gdzieś na deszcz”.
Jakże inne doświadczenie pocztowe od tego w Kanadzie.
Tym sposobem małe, kolorowe lomo było już w drodze do Argentyny.
 

Reklama