Jak pan mógł, panie generale?

0
barcickim.jpg
Reklama

Jak jest zima, to musi być zimno, a jak jest rocznica wprowadzenia stanu wojennego, to musi być nocne czuwanie pod domem człowieka, który uchronił Polskę przed interwencją bratnich armii. Z prawami natury się nie wygra. W tym roku nie było tam nawet tłoku – wszystkiego raptem 200 osób. Wszyscy ogarnięci chrześcijańskim miłosierdziem domagają się sprawiedliwości.  Wiedzą swoje – żadnej interwencji sowieckich czołgów w 1981r. by nie było. Sowieci już wtedy byli przecież zajęci przygotowaniami do zamachu na samolot z Lechem Kaczyńskim. Zresztą po co mieliby interweniować skoro na czele „Solidarności” stał komunistyczny agent „Bolek”?Negatywnym bohaterem tegorocznego czuwania był również Prezydent Bronisław Komorowski, bo zaprosił Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego przed wizytą Miedwiediewa. Skandal.
       Generał już swoje lata ma. Nie wiadomo jak długo jeszcze będzie można podobne spontaniczne odruchy społecznej niechęci i dążenia do sprawiedliwości pod jego domem urządzać. Bez niego to już nie będzie to samo. Tym bardziej oburzające jest nikłe zainteresowanie polskojęzycznych mediów tak ważnym wydarzeniem. Zmiany w rozkładzie jazdy pociągów i kolejny atak zimy zepchnęły na plan dalszy patriotyczny odruch dwóch setek prawdziwych Polaków. A przecież gdyby Jaruzelski nie powstrzymał Solidarności, nie internował przywódców związkowych organizujących strajki, to prawdziwą wolność moglibyśmy mieć już 9 lat wcześniej. O całą dekadę za późno przyszło do nas bezrobocie, zadłużenie służby zdrowia, bałagan na kolei, prywatyzacja i kampanie wyborcze. Rządy ekspertów zajmujących się dotąd wywożeniem dyrektorów na taczkach i  nowe sojusze militarne i polityczne. Zamiast latać na wrotach od stodoły i niedoświadczonych, wprost z ruskiej fabryki, Migach moglibyśmy mieć wcześniej doskonałe amerykańskie Herculesy, które wąchały proch jeszcze podczas wojny w Wietnamie. Naszego bezpieczeństwa broniłyby puste baterie sojuszniczych Patriotów już w latach osiemdziesiątych. A wszystkim sąsiadom – Husakom, Honeckerom, Żiwkowom i innym Causescu oczy na wierzch by powyłaziły z zazdrości.
       Młode pokolenie, które dramatu stanu wojennego nie zna, poczucia straconej szansy nie czuje, rozwiązywać palących problemów strajkując nie potrafi nigdy nie zrozumie dylematów i złożonej rzeczywistości sprzed 29 lat. Braki stosownego doświadczenia starała się nam nadrobić nieboszczka IV RP. Powstała wówczas policja polityczna, której funkcjonariusze próbowali odrestaurować ubeckie metody walki z opozycją, utworzono Instytut Pamięci Narodowej i inne, równie pożyteczne, instytucje. Nad sądami i organami ścigania ojcowską troską wykazywał się jako premier i nie premier obecny prezes PiS.  Była to jednak tylko namiastka, której niewdzięczni rodacy docenić nie potrafili.
       Wina Jaruzelskiego jest bezsporna. Do wprowadzenia stanu wojennego wszystko było prostsze. Jeżeli coś doskwierało, ceny mięsa rosły, a pensje były zbyt niskie, to wystarczyło zastrajkować, podpalić jakiś komitecik, wydrukować ulotki, zorganizować manifestację i wystraszeni komuniści spełniać musieli wszystkie żądania. Gdyby tego nie zrobili, to zawisnęliby na drzewach zamiast liści. Stan wojenny przekreślił wszelkie nadzieje, a kolejne pokolenia pozbawił umiejętności rozwiązywania problemów wypracowanych w czasach pierwszej „Solidarności”.  Przysporzył nam za to sporą gromadkę nowych kombatantów. Oni mają moralne prawo do wykrzykiwania pod domem Jaruzelskiego, domagania się należnych im świadczeń i sięgania po stanowiska.  Gdyby nie stan wojenny i zbrodnicze występki Jaruzelskiego i jego ekipy pan Prezydent nie mógłby się też pochwalić w Stanach statusem terrorysty. Może ci wszyscy kombatanci kiedyś zrozumieją, że zawdzięczają  generałowi nie tylko tematy do snucia opowieści swym wnukom, ale być może również i życie.

Marcin Barcicki

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama