Fala zbrodni

0
Reklama

Zbrodnie banderowskie na Wołyniu trwały od 1942 roku. Jeden z wodzów UPA, Roman Szuchewycz, ps. Taras Czuprynka, rozkazywał: „W związku z sukcesami bolszewików (na wschodnim froncie) należy przyspieszyć likwidację Polaków. W pień wycinać. Czysto polskie wsie palić, we wsiach mieszanych niszczyć tylko ludność polską”. W lipcu 1943 roku zaczęły się czystki na skalę masową (Poryck). Fala zbrodni spłynęła na Podole. Najpierw mordowano na pograniczu w powiecie tarnopolskim i zbaraskim.
– Dobrze pamiętam jeden z tych okropnych mordów dokonanych nieopodal Zbaraża w miejscowości Czarny Las – opowiada Helena Partyka – Czoppa. – Ofiarą padła rodzina Sieniakowiczów. Ojciec Sieniakowicza, jako emigrant zarobkowy, przebywał w Ameryce, gdzie dorobił się i nabył z parcelacji 30 – hektarową połać ziemi na uboczu Czarnego Lasu. Tu pobudował dom i inne zabudowania gospodarskie. Syn uruchomił sklep. Gdy rozeszły się wieści, że bandyci mordują Polaków, Sieniawiczowie – wraz z  czterema  córkami i dwoma synami chodzili, w obawie o swoje życie, na nocleg do rodziny (pochodzenia ukraińskiego) we wsi (rodzina Ołeszczaka).
W jedną z nocy czerwcowych 1943 roku wszyscy, z wyjątkiem syna Pawła,  pozostali w domu. Tę sytuację wykorzystali banderowcy. Z pomocą kobiety, która dobijała się do drzwi, wdarli się do mieszkania i zamordowali rodzinę Sieniakowiczów – cztery córki i rodziców. Syn Janek był akurat w tym czasie na zewnątrz mieszkania.  Bandyci odarli najpierw ofiary z odzienia  (żeby nie zabrudziła się krwią), zgwałcili kobiety, zamordowali, potem  powiesili na drzwiach i opalili ciała. Dokładnie ograbili mieszkanie i ofiary, a następnie wrzucili wszystkich na furmankę i wywieźli do pobliskich kamieniołomów. Janek, wiedziony troską o najbliższych, wychylił się z ukrycia i wtedy został złapany przez ukraińskiego równolatka, zabezpieczającego akcję bandytów. Grożąc Jankowi bronią, związał mu ręce krawatem zrabowanym w domu ofiar i poprowadził w stronę kamieniołomów. Gdy byli na skarpie, Janek popchnął swego konwojenta, który stoczył się w dół. Sam, co żywo, umknął w pobliskie zboża. Pościg za nim nie przyniósł rezultatu. Chłopiec zdołał przebiec 12 km do nas, do Zbaraża – opowiada pani Helena. – Mordercy wrócili na miejsce zbrodni, by dokonać rabunku. Wśród nich były kobiety i nieletni chłopcy – twierdzi pani Helena. Dzisiaj twierdzi się, że zbrodni dokonywali jedynie jacyś fanatyczni nacjonaliści. Ja twierdzę, że byli wśród nich sąsiedzi, normalne kobiety, a nawet dzieci ukraińskie. Żeby pogrzebać ofiary, ludzie zebrali trochę pieniędzy, wódki, wędlin, by przekupić Niemców i zachęcić ich do pilnowania pogrzebu ofiar. Brakowało materiału, więc trumny zbito z prostych desek uzyskanych z drzwi od stodoły. Sześć trumien ustawiono w kościele. Pogrzeb był jedną wielką manifestacją. Setki ludzi przyszło do świątyni, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Głośny płacz i szloch wypełniały wnętrze kościoła, a potem na cmentarzu. Widziałam, jak oszalały z bólu Janek biegał wokół trumien, krzycząc z rozpaczy. Zamordowanych grzebał ksiądz o nazwisku Cymbalista.       
 Gdy sowieci przyszli drugi raz, nastąpił pobór do wojska. Ukraińców wcielano do Armii Czerwonej, a Polaków do I Armii Wojska Polskiego. Duża część Ukraińców, mężczyzn w sile wieku, uciekała do lasu, by zasilać szeregi UPA. Janek i Paweł Sieniakowiczowie, mający wówczas niespełna 17 lat, oszukali komisję poborową twierdząc, że mają ukończone 18 lat i w ten sposób wstąpili do Polskiego Wojska. Ojciec pani Heleny trafił do RKU i tam pełnił służbę wojskową.
Wejście sowietów na tamte tereny, już w marcu 1944 roku, wcale nie przyhamowało działalności banderowców. Wręcz odwrotnie, napady się nasiliły. Pod ciosami noży, siekier oraz od kul padały coraz liczniejsze grupy Polaków. Sama byłam świadkiem mordu jednej z rodzin (trzy osoby) Michalskich. Był to makabryczny widok – opalone ciała, nożem podcięte szyje, w nogi wbite gwoździe. Kilkadziesiąt kilometrów położony na zachód Tarnopol był przez czerwonoarmistów otoczony. Walka o jego zdobycie toczyła się przez sześć tygodni. Miasto zostało zniszczone doszczętnie. W Zbarażu utworzono we wszystkich szkołach i innych budynkach szpitale, gdzie lokowano rannych spod Tarnopola. Miejscowe kobiety zapędzono do obsługi przy praniu, sprzątaniu, opatrywaniu rannych. CDN

Reklama