Małe San Francisco w powiecie brzeskim

0
sen_francisco.jpg
Reklama

Stany fascynują niczym kraina spełniających się snów. Choć pędy migracyjne w tamtym kierunku nieco ustały kraj ten wciąż kojarzy się z luksusem, dobrobytem i wszystkim, co duże i imponujące. Stany fascynują niczym kraina spełniających się snów. Choć pędy migracyjne w tamtym kierunku nieco ustały. kraj ten wciąż kojarzy się z luksusem, dobrobytem i wszystkim, co duże i imponujące. Amerykańskie filmy kształtują swoisty kult amerykańskich miast, że nieraz nie sposób się powstrzymać od pewnej dumnej intonacji gdy wymieniamy ich nazwy. Takie Chicago, New York czy San Francisco… Nasza Warszawa wydaje się przy nich karzełkiem i to jeszcze niespecjalnej urody. A gdyby tak u nas nastała wielka Ameryka… oczy zachodzą mgłą.
Na klimat miejsca wpływa wiele czynników, pośród których jednym z najistotniejszych jest, nie zawsze nawet świadomie odczuwany, zapach. Tak się składa, że jest parę miejsc w naszym powiecie gdzie możemy zamknąć oczy i poczuć się jak w San Francisco. Choć mowa tu o bodźcach odczuwalnych zmysłem powonienia bynajmniej nie chodzi o zapach spalin wymieszanych z wonią hamburgerów coca coli i chińskiej żywności. Jak donosi serwis BBC, dzisiaj miasto to pachnie zupełnie inaczej, choć słowo „pachnie” chyba nie do końca najlepiej wyraża istotę sprawy. „W San Francisco unosi się zapach zgniłych jaj” – tak brzmi artykułu z 1.03.2011 r., który ostatnio mogliśmy czytać na portalu Onet. Owa woń pochodzi z kanalizacji i na pewno nie różni się zbytnio od tego, co dało się poczuć w niektórych miejscach naszego lokalnego „podwórka” po rozbudowie systemu zbierającego ścieki w gminach Lubsza, Olszanka, Skarbimierz czy Lewin Brzeski, a niejednokrotnie daje się czuć po dziś dzień. Amerykanie zjawisko odorowe wyjaśniają spadkiem zużycia wody. Dzięki wprowadzeniu toalet o zmniejszonym przepływie wody do kanalizacji napływa o 76 mln. litrów mniej ścieków. Choć zdawać by się mogło w pierwszym momencie, że to lepiej, wcale tak nie jest. Kanały projektowane są na określone dociążenia i tylko w tych warunkach spływ jest właściwy i odpowiednio szybki. Gdy ścieków jest za mało stagnują one w zbiornikach pompowni i kanałach tłocznych. Dochodzi wówczas do zjawisk gnilnych i wydzielania odorów. Uwalnia się między innymi siarkowodór – substancja nadająca specyficzny zapach zgniłych jaj. Problem potęguje się latem gdy metabolizm bakterii odpowiedzialnych za rozkład materii organicznej przebiega najszybciej. Amerykańskie miasto walczy ze śmierdzącą plagą dozując do kanalizacji środki chemiczne jak podchloryn sodu. Rozważa się także stosowanie wody utlenionej lub wykorzystanie specjalnych bakterii i enzymów. Co może rozbudzić wyobraźnię, władze przeznaczyły 14 mln. dolarów na zakup zapasu substancji dezynfekcyjnych na okres 3 lat. Warto nadmienić, że likwiduje się w ten sposób tylko skutki a nie przyczynę i po prawdzie nie zapewniają całkowitej eliminację odorów.
Z egzotycznych Stanów wróćmy jednak w granice naszego powiatu. Zapachem San Francisco można było się zachłysnąć na poniektórych przepompowniach jak i w rejonach studni rozprężnych, gdzie kończą się rurociągi tłoczne. Na pewno kiedyś śmierdziało bardziej ale „amerykański” klimat nie do końca został zażegnany. Kwestie odorowe to temat bardzo trudny do przewidzenia na etapie projektowania kanalizacji. Generalnie projektuje się tak aby ścieki spływały jak najszybciej i nie zatrzymywały się na za długo w zbiornikach przepompowni, co reguluje się wielkością retencji tych obiektów. W praktyce jednak smród pojawi się często nawet tam gdzie się go nie spodziewamy i konieczne jest szukanie działań zaradczych niejako na „żywym organizmie” kanalizacyjnym. Do smrodliwych kwestii dochodzi jeszcze „amerykańsko-oszczędne” zużycie wody przez mieszkańców i niedociążenie niektórych odcinków sieci. Oszczędność sama w sobie nie jest zła, niekiedy jednak ilości są tak niewielkie, że budzi poważne zastanowienie nas stanem higieny w gospodarstwie. Największe zagrożenie „złowonnym powietrzem”, jak określa się słowo „smród” w literaturze fachowej, występuje tam gdzie wybudowano kanalizację ciśnieniową. Jej szczelny i pozamykany układ bardzo sprzyja procesom gnilnym. Takie rozwiązanie zastosowano w Kościerzycach i Czepielowicach ze względu na bardzo wysoki poziom wód gruntowych. Po uruchomieniu systemu lokalne społeczności zostały „zamerykanizowane” w takim stopniu, iż nie sposób mówić o tym bez choć odrobiny pożałowania. Dojrzewająca w kanałach i przepompowniach bomba odorowa przetłaczana była następnie do Pisarzowic skutecznie psując radość przebywania na powietrzu w rejonie studni rozprężnej. W kanalizacji grawitacyjnej ściek ma większy kontakt z tlenem, co spowalnia procesy gnilne. Na dalszych odcinkach w stronę oczyszczalni ścieków problem neutralizował się zatem samoistnie. Klimaty „amerykańskie” to jednak nie tylko domena gminy Lubsza. Zielęcickie San Francisco przy przepompowni zbierającej ścieki z zachodniej i południowej części gminy Skarbimierz skutecznie odstraszało klientów znajdującego się nieopodal baru z rożnem. W którymś momencie nastąpiła nawet akcja dywersyjna i ktoś pianką uszczelniającą próbował zapchać wszelkie szczeliny na obiekcie, którędy mógł przedostawać się zapach. Jakby przeklinając własność PWiK, pozostawił rysunek pewnej części męskiego ciała. „Amerykańskie” wibracje odebrali również mieszkańcy Strzelnik gdzie dopływają ścieki z Łosiowa. To już gmina Lewin Brzeski, niemniej lista miejsc kojarzących się z miastem św. Franciszka jest znacznie większa.
Jak jednak walczyć z tym smrodliwym wrogiem, który atakuje niczym kronikowa stonka zza oceanu? Po przeprowadzeniu prób z różnymi metodami zadecydowano, że najskuteczniejsza będzie wojna chemiczna. Wybrano substancję utleniającą ściek – preparat Ferrox. W najbardziej newralgicznych punktach rozmieszczono urządzenia dozujące substancje do zbiorników pompowni. Miejsca gdzie zostały zamontowane łatwo rozpoznać po białych kanistrach przeznaczonych na środek antyodorowy. W smrodliwych bitwach po stronie mieszkańców stanęło Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w Brzegu wspierane przez władze poszczególnych gmin. Moc preparatu potwierdzają badania stężenia siarkowodoru w powietrzu. Warto jednak nadmienić, że działa on najsilniej nie w samej przepompowni a w rurociągu tłocznym z niej wychodzącym, stąd też akcje przeciwnika nadal mogą co nieco dokuczyć. Dla tych, którzy wciąż cierpią niedogodności jest jednak pewna iskierka nadziei. Taktyka walki jest wciąż sprawą rozwojową. W niedalekiej przyszłości planuje się między innymi zwiększenie liczby stacji dozujących Ferrox.
Tomasz Kafel
PWiK Brzeg

Reklama