Idę głosować na… Flatpormę!

0
buty_wr_1_cmyk__1600x1200_.jpg
Reklama

Goło i wesoło
Zamieszczone obok zdjęcie, z tysiącami par butów na ziemi, nie przedstawia obozu zagłady w Oświęcimiu, ani żadnego bazaru w Rumunii czy Albanii. To jest świeża migawka z targowiska, prawie milionowego miasta, jakim jest Wrocław. Tu, w centrum Europy, w XXI wieku, w taki właśnie sposób przeciętny Polak robi zakupy. Tak w towary pierwszej potrzeby zaopatruje się średnia (polska) klasa. A należą do niej ci rodacy, którzy po prostu mają pracę i (oczywiście) byle jaką pensję. Za skromną wypłatę, co niedzielę, tylko tu mogą sobie coś kupić. Nasi ubierają się u… Bułgarów i Cyganów. Kupują najczęściej: majteczki (po 2-3 zł), koszulki (po 3-4 zł), spodenki dla dzieci (po 4-5 zł), fartuszki do szkoły (po 6-7 zł) oraz buty (po 8 i 10 zł). Targowisko przy ulicy Robotniczej działa w miejscu, gdzie niegdyś funkcjonował przepiękny dworzec kolejowy (Świebodzki). Miało ono zostać zlikwidowane (to targowisko) w 1999 roku. Ale w kraju ilość ubogich klientów rośnie (bezrobocie 11,7%), więc plac handlowy, zamiast kurczyć się – pęcznieje. Otwierają się nowe budki, stragany i straganiki. Falujący pomiędzy prymitywnymi stoiskami tłum zaopatruje się na jesień i zimę w produkty podłe jakościowo, ale tanie i niezbędne do życia.
Nowo-mowa 
W innym świecie żyje władza. Ta, obnosi się po kraju i zagranicy z wiadomością, że w Polsce wzrost PKB za II. kwartał jest „bardzo wysoki” (4,3%). Niestety, ale opinii publicznej nieznane są szersze dane, wskazujące na rzeczywisty stan polskiej gospodarki. Politycy rządzącej partii tłumaczą się, że podatki i opłaty dla ludności muszą rosnąć, ponieważ spadają dochody państwa. Z drugiej strony, rząd chwali się zwiększonymi wydatkami na służbę zdrowia, na oświatę, na kolej, na drogi, itp. Każda gospodyni domowa wie, jak kończy się gospodarowanie budżetem rodzinnym, gdy zarobki (dochody) są mniejsze, niż wydatki. Dzisiaj, w większości mediów, niepoprawne politycznie jest krytykowanie obecnego (mizernego!) stanu naszej gospodarki. Wypytywanie o szczegóły, też jest nie na miejscu. Wielu znanych dziennikarzy i komentatorów ekonomicznych prześciga się w wybiórczym ukazywaniu pozytywnych zjawisk, rzekomo zachodzących w polskiej gospodarce. Słowa: długi, straty, upadek, kryzys – są zakazane. Autocenzura doprowadziła sytuację do absurdu. Kryzys nazywany jest w Polsce „spowolnieniem”, bankructwo – „przekształceniem”, a drożyzna – „działaniem rynku”. Podobne przypadki miały miejsce w latach PRL, gdy np. pierwsze (nielegalne) strajki, nazywano „przerwami” lub „przestojami” w pracy.
Będzie drożej!
Z obawy przed mogącymi mi grozić procesami sądowymi, jakich już doświadczyło wielu krytyków obecnego rządu (oraz krytyków związanej z nim partii) – zmuszony jestem zejść do podziemia. Pewne ugrupowanie polityczne, nazwijmy je: Flatporma Koleś-owska, oszukała Polaków. Przed wyborami obiecywała obniżenie podatków (VAT z 22 do 15%). Ale skończyło się na podwyżce (VAT=23%). Okazuje się, że na tym się nie skończy. Tym razem, tuż przed wyborami, Flatporma już nic nie mówi o obniżkach podatków. Znając faktyczny (opłakany) stan finansów państwa, po ewentualnym zwycięstwie Flatpormy, mogą one wzrosnąć nawet o kolejne 2%. A co jest zasługą obecnego rządu, że tak się on chwali??? Nie było przecież żadnych reform gospodarki, finansów, KRUS-ów, itp. Głównym źródłem „wzrostu” PKB w Polsce jest konsumpcja, czyli: zakupy obywateli. Nie produkcja, nie eksport – tylko konsumpcja żywności i tanich produktów importowanych. To za rządów Donalda T. wielkość długu publicznego Polski przekroczyła magiczną cyfrę 50% wartości wskaźnika PKB.  Długi Rzeczypospolitej (te zagraniczne i wewnętrzne) przekraczają już połowę sumy dochodów państwa. Przy nich, zadłużenie Gierka, to zaczyna być Pikuś!
Zielona wyspa pod wodą
Produkt Krajowy Brutto, to w skrócie suma wszystkich dóbr i usług wytworzonych i sprzedanych przez wszystkie podmioty, działające na terenie danego kraju w ciągu jednego roku. Obecny dług publiczny Polski, zdaniem ministra finansów, wynosi 55% PKB. Fachowcy twierdzą, że chodzi o zadłużenie dużo większe. Część długu ukrywana jest nie tylko przed społeczeństwem, ale przede wszystkim przed organizacjami finansowymi Unii Europejskiej. Polska (czytaj: rząd) chwali się doskonałym stanem gospodarki. Tymczasem Słowacja ma dług publiczny na poziomie (niecałe) 40% , Rumunia 30%, a Bułgaria 20%. Bezrobocie w Polsce wynosi ponad 11% (wzrosło w ostatnich latach o 2%), a biedniejsza Rumunia i Bułgaria mają je poniżej 10%. Inflacja w kraju, w ostatnich 4 latach systematycznie rośnie i z 2,8 skoczyła do prawie 4,5% w skali roku. W dodatku Polska ma najgorszą w Europie strukturę bezrobocia. U nas najwięcej jest bez pracy ludzi młodych (ok. 25 lat) i w wieku 50-60 lat. Zaś na świecie, najszerszą grupę bezrobotnych stanowią ludzie niewykształceni. Tylko w Polsce najdynamiczniej rozwijającą się grupą osób bezrobotnych stanowią ludzie po studiach. To jest skandal i wyjątkowy absurd. Od wielu miesięcy, w związku ze światowym „spowolnieniem” w gospodarce, odbywają masowe protesty, strajki, demonstracje, a nawet rozruchy. U nas? Cisza. Nikt nie woła.
Marek Popowski

Reklama