Polska w budowie

0
barcickim.jpg
Reklama

Program partii programem narodu. Szkoda, że nie odwrotnie – w tej materii historia zatoczyła koło po ponad trzydziestu latach. PO jest w tej komfortowej sytuacji, że żadnego programu przed zbliżającymi się wyborami pisać nie musi. Ma przecież całkiem nieużywany program sprzed czterech lat, którego większość punktów nie straciła na aktualności. Wymieniać po kolei zaniechań nie ma sensu, bo każdy je przecież zna.  Rządząca partia zwykle wie lepiej, czego naród od niej oczekuje, a już na pewno, czego oczekiwać powinien. Chodzi przede wszystkim o spokój – w kraju i ten rozumiany, jako komfort sprawowania władzy bez konieczności udzielania odpowiedzi na trudne pytania. Odpytywany ze swych osiągnięć przez Tomasza Lisa premier chwalił się orlikami, narodowym programem skracania wciąż długich kolejek w centrach onkologii i tym, że nie obniżał emerytur i rent, chociaż w innych krajach są obniżane. Więcej sukcesów nie pamiętał, a w sprawach, które bezpośrednio dotyczą i najbardziej martwią elektorat – bezrobocie i niskie zarobki – wykazał sporo samokrytyki.
    Hasło wyborcze z budową w tle jest pośrednio odpowiedzią na wszystkie zarzuty związane z nie wywiązaniem się z obietnic wyborczych i zapowiedzi zawartych w expose premiera. Budujemy, a na budowie zdarzają się wpadki i opóźnienia. Normalna sprawa. Dajcie nam dokończyć to, co zaczęliśmy, a za cztery, góra osiem lat będzie wszystko w najlepszym porządku.  Nie ma znaczenia, że strategicznym inwestorem na naszym placu budowy jest Bruksela, a głównym wykonawcą Pekin. Ważne, że prawo do wypinania piersi po ordery za zasługi na placu budowy przysługuje temu, kto bierze koperty za ustawianie przetargów. Problemy na budowie mogą się zacząć, kiedy inwestorowi zabraknie pieniędzy, bo ratować musi strefę Euro. Kryzys, którym żyją obecnie inne państwa jest u nas bagatelizowany. I słusznie, bo na dobrą sprawę niewiele tu od naszego rządu zależy. Poziom bezrobocia i wzrost gospodarczy wynika z aktywności zewnętrznych inwestorów, którzy tu kiedyś przyszli skuszeni tanią siłą roboczą i ulgami podatkowymi oraz z mobilności naszego społeczeństwa, które w poszukiwaniu pracy i godziwych warunków bytowych wieje z zielonej wyspy,  a reszta wygląda, jak wygląda. Od lat bez większych zmian. Nie dziwi, więc fakt, że tematem wiodącym w kampanii wyborczej nie jest gospodarka, ale debaty – kto, z kim i gdzie. Poza tym tylko spontaniczne wygłupy polityków starających się zwrócić uwagę potencjalnych wyborców.
    Nie inaczej, jeżeli chodzi o wygłupy, jest na naszym, brzeskim podwórku. Wystarczy wspomnieć o wybitej właśnie serii monet z wizerunkiem jednego z kandydatów, które z wyborami nie mają ponoć nic wspólnego, a są tylko promocją najprężniej rozwijającej się gminy w powiecie, czy też o zapowiadanym upublicznieniu talentów wokalno-instrumentalnych innego na brzeskim zamku. Brakuje natomiast w naszym zaścianku debat. Rozmowa spędzonych do jednego pomieszczenia kandydatów wszystkich opcji mogłaby być bardzo interesująca. Z ogromną chęcią wysłuchałbym brzeskiego kandydata na posła z  PO. Ciekawe, co ma do powiedzenia na temat zasadności budowy mostu i obwodnicy Brzegu. Sceptyczne w tej sprawie stanowisko jego wyżej postawionych kolegów jest publicznie znane. Chciałbym bardzo zobaczyć też, jak poradziłby sobie kandydat „ponadpartyjny” startujący dla niepoznaki z listy PiS    z odpowiedzią przed szerszym gremium na pytania o stopniu trudności podobnym lub większym do tych, które zadawał mu Leszek Tomczuk w wywiadzie opublikowanym ostatnio na witrynie brzeg.com.pl. Warto przytoczyć z tego wywiadu jedną opinię „ponadpartyjnego” reprezentanta wszystkich brzeżan – „Jarosław Maria Rymkiewicz to bardzo dobry poeta”. Obaj panowie powinni ponadto podsumować okres ostatnich sześciu lat prawicowych rządów. Jest się czym pochwalić.
Marcin Barcicki

Reklama