Profesjonaliści

0
barcickim.jpg
Reklama

Eurodeputowany z PiS lub okolic, dr Marek Migalski, wyznał z dużą dozą szczerości, że głosując przeciwko rezolucji sprzeciwiającej się ACTA nie wiedział, czego problem i rezolucja dotyczy. 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Stwierdził też, że większość posłów w PE w większości przypadków pojęcia nie ma po co łapkę w danym momencie do góry podnosi. Wypowiedź pana doktora, który otarł się również o habilitację wzbudziła w pewnych kręgach w Polsce spore oburzenie. Słyszałem komentarz lekarza, który zadzwonił do „Szkła Kontaktowego” na temat profesjonalizmu p. Migalskiego. Lekarz ów zastanawiał się, jak zostałoby przyjęte tego typu szczere zwierzenie kogoś z branży medycznej. Gdyby jakiś lekarz publicznie powiedział, że w większości przypadków pojęcia nie ma, na co chorują jego pacjenci i czym ich powinien leczyć i czasem zdarzałoby się takiemu lekarzowi jeszcze przyjść do pracy na bani, jak to bywa czasem z posłami w parlamencie, to taki medyk mógłby mieć spore problemy. Pan oburzony doktor ma chyba sporo racji. Gdyby w jego rozważaniach podstawić zamiast lekarza specjalistę w każdym innym zawodzie, np. takiego mechanika samochodowego, hydraulika albo domokrążcę, to można dojść do podobnego wniosku – zawód polityka jest specyficzny. Miarą profesjonalizmu w tym wypadku jest umiejętność przypodobania się wyborcom w trakcie kampanii wyborczej. Potem nie trzeba nawet zawracać sobie głowy jakąś głębszą analizą problemów, w związku z którymi podnosi się łapkę podczas głosowań. W razie wpadki można przecież wszystko błyskawicznie poprawić. Tak zdarzyło się ponad dwa lata temu, kiedy większość koalicyjna w naszym sejmie przez pomyłkę przegłosowała likwidację dotacji państwowych dla partii politycznych. Po otrząśnięciu się z szoku udało się naszym sprawnym legislatorom z PO i PSL szybciutko napisać nowelizację, przepchnąć ją przez odpowiednią komisję, a potem, już bez pomyłki, przegłosować. To wszystko w przeciągu jednego dnia. Kiedy problem jest poważny i dotyczy istotnych kwestii proces poprawiania błędów może być wyjątkowo szybki i błyskotliwie przeprowadzony.
       Jest jednak coś, co może posła Migalskiego usprawiedliwić, a zapomniał on o tym wspomnieć. Rezolucja potępiająca umowę ACTA była autorstwa frakcji Migalskiemu i zdecydowanej większości przedstawicieli naszego uroczego kraju w Parlamencie Europejskim wrogiej – Socjalistów i Demokratów.  Wybrańcy narodu z prawej strony nie zawracają sobie głowy wytworami fantazji „bolszewików”, bo to nie wypada przecież. Być może, gdyby rezolucja wyszła spod patriotyczno-narodowego pióra, to Migalski byłby ją nawet przejrzał i mógłby, kto wie, zagłosować inaczej. Teraz nie trzeba by się było tłumaczyć tym wszystkim apolitycznym protestującym, na których mają chrapkę populiści i z PiS, i od Palikota.
       Migalski na szczęście nie jest reprezentantem naszego regionu i to nie my musimy się za niego wstydzić. My wybraliśmy zdecydowanie lepiej. Lidia Geringer de Oedenberg, na którą od lat oddajemy nasze głosy, nie tylko wiedziała, czego rezolucja dotyczy, ale też dużo wcześniej cały problem starała się przybliżyć swoim wyborcom. Na dwa tygodnie przed głosowaniem rezolucji w PE wszystko już na jej temat wiedzieli czytelnicy sprawozdań z działalności w PE p. Lidii publikowanych na jej blogu i oficjalnej stronie internetowej. Na początku grudnia zeszłego roku podzieliła się swoimi wątpliwościami na temat „amerykańskiego bicza na cyberpiratów” z bywalcami naszego lokalnego brzeg.com.pl.  Wielu mieszkańców naszego powiatu na jej zaproszenie miało okazję instytucje unijne i nie tylko w Brukseli lub Strasburgu odwiedzić. Pani Lidia jest profesjonalnym posłem, ale słabym politykiem. W pamięci dużo szerszej rzeszy wyborców pozostanie szczera do bólu wypowiedź Migalskiego niż profesjonalne podejście do swoich obowiązków sympatycznej europosłanki z Wrocławia.  Cała nadzieja w tym, że w przeciwieństwie do Migalskiego i spółki wyborcy zagłosują profesjonalnie – wiedząc, na kogo warto oddać głos i czego problem dotyczy.   

Marcin Barcicki

 

Reklama