Widziane oczami widza, usłyszane uszami sympatyka…

0
wcisnął się między połysiałe jesiennym czasem lipy i wiekowe dęby
Reklama

Już 70 lat minęło odkąd w niewielkim parku przy ulicy Kasztanowej w Grodkowie, stoi budynek nieduży; nie imponuje rozmiarami, daleko mu do wykwintności, nie powala oryginalnością kształtów i niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle otoczenia. Wcisnął się skromny, między połysiałe jesiennym czasem lipy i wiekowe dęby i kokietuje przechodnia napisem na frontonie: „Dom Kultury”. Nieco głębiej, ze ściany frontowej drugiego segmentu pozdrawia nas symbol współczesności: www.okir.pl. Jakiż to piękny łącznik między dawnymi, a nowymi laty – chciało by się rzec, za poetą. A, arką ową, gwarantującą przymierze między nimi jest w szerokim tego słowa pojęciu kultura. W czym rzecz, zapyta może niejeden z nas. Jest wielu dziś takich, którzy do tego terminu bądź zjawiska, mają stosunek co najmniej ambiwalentny – to tzw. malkontenci. Kiedy jednak wyjdziemy od najprostszej definicji, która głosi, że: jest to całokształt materialnego i duchowego dorobku ludzkości, przekazywanego z pokolenia na pokolenie; powątpiewanie znajduje klimat dla zanikania – a rodzi się optymizm. I żywym tego przykładem było czwartkowe, wielce okolicznościowe spotkanie w popularnym Domu Kultury. Stanowiło bowiem cudownie zaaranżowaną akoladę spinającą dorobek kilku pokoleń Grodkowian.


OKiR Grodków

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Nie mam ambicji dokonywania głębokiej analizy merytorycznej działalności szacownego Jubilata, wszak obchodzi kamienne gody i nastał czas na radość z dokonań, podziękowania, a przede wszystkim serdeczne wspominania. Samo już wejście na salę zasiało mój niepokój, potęgowany ciekawością. Wokół wszech panujący inspirujący półmrok. Scena, a na niej dekoracja bez przepychu, ale gustowna i szalenie wymowna. Zdziwił mnie stojący na uboczu, w drewnianym milczeniu, przykryty bielą obrusu stół, z tradycyjną i wiekową w swej urodzie lampką nocną. Obok niego krzesła czekające na czyichś „siedzeń” rentowanie. W tym momencie nie wiedziałem jeszcze, że to opisane miejsce, będzie areną najważniejszego bodaj zdarzenia w ten sympatyczny wielce wieczór. To właśnie tu odbyła się szalenie interesująca, pełna retrospektywy, nostalgii i rzewności, momentami nawet dysputa czterech dżentelmenów, zaproszonych przez sprawnie prowadzącą imprezę panią Monikę Dzienisieńko. A byli to: Aleksander Kwiatkowski człowiek-ikona i nestor grodkowskich dokonań muzyczno-teatralnych, Stanisław Wieczorek wieloletni szef Ośrodka Kultury i Rekreacji, który przez 23-letnie dyrektorowanie, złotymi zgłoskami zapisał się w annałach tego ośrodka oraz obecny dyrektor Paweł Garncarz. Nad całością sympatycznej debaty pieczę trzymał pracujący w OKiR Marek Kwiatkowski, nota bene syn wspomnianego wcześniej pana Alka. W tym miejscu godzi się wspomnieć, że to nie jedyni przedstawiciele kulturowej sztafety pokoleń w Grodkowie, o czym za chwilę. Każdy z interlokutorów na swój sposób zachwycał. Pan Kwiatkowski – senior przypomniał nam najgłębsze początki, kiedy to w mieście straszyły jeszcze ruiny i kikuty murów, a był to rok 1949. Wszystkich poruszył opowiedziany przez nestora epizod z tamtych dni, kiedy to ówczesny dygnitarz zwrócił się do świeżo przybyłego nauczyciela muzyki z Delatyna nad Prutem o przygotowanie akademii z okazji rocznicy rewolucji październikowej. Mowa tu o Ojcu pana Aleksandra. Cóż było począć. Pan Stanisław miał w zanadrzu zespół wokalny dziewcząt, ale kto zaakompaniuje? Skrzypce obstawił pan Stanisław z młodym jeszcze Aleksandrem, ale nie było klawiszy. Hmm! Grodkowianie to ludek przedsiębiorczy, więc jak z kapelusza wytrzaśnięto… niewidomego Niemca, który ostał się jeszcze wraz z niewielką grupą „swojaków”. Wszystko zakończyło się happy endem. Impreza się udała, a zaimprowizowane a vista trio grało walce Straussa. Pikanterii dodaje fakt zupełnie przypadkowego, a koniecznego mariażu okazji, z nacją akompaniatora.

Powoli miasto lizało rany, a nasz bohater rósł i dojrzewał i coraz bardziej zacieśniały się jego związki z życiem kulturalnym miasta. Do dziś z rozrzewnieniem wspomina amatorski teatr, a w nim przedstawienia „Pan Jowialski”, „Moralność Pani Dulskiej”, czy „Zemsta”. Z czasem znacząca część rodziny włączyła się do tej cyganerii, a syn pana Aleksandra, do dziś jest pracownikiem OKiR.

Nie mniej interesujące opowieści snuł pan Stanisław Wieczorek. Okres Jego dyrektorowania to absolutnie „złoty wiek” grodkowskiego życia kulturalnego. Mimo chronicznego niedosytu funduszy na remonty, cała „załoga” z wielkim oddaniem pomnażała dorobek wszystkich pracowników i instruktorów. Spektrum ich działalności było niesamowite. Efektem są imprezy cykliczne trwające do dziś. Choćby wspomnieć: obchody rocznic elsnerowskich, trwający od 50 lat Festiwal „Muzyczna jesień”, czy co kwartał odbywające się „Blues party”.

Z kolei obecny dyrektor Paweł Garncarz w swojej gawędzie skupił się na bieżących problemach. Zwrócił uwagę na świetną współpracę instruktorów z organizacjami pozarządowymi i w terenie. Podkreślił istotny fakt unowocześnienia usprzętowienia naszego kina. Zakończył radosną nowiną, że niebawem ruszy remont sceny i sali widowiskowej, za co zebrał zasłużone oklaski.

Ale rzecz jasna, nie może być kultury bez sztuki. Toteż mieliśmy okazję wysłuchać śpiewu chóru „Grodkovia” pod dyrekcją i muzyczną opieką pani Małgorzaty Stokłosy. To zespół dojrzały muzycznie, mający w swoim repertuarze imponujący dorobek. Uświetniając jubileusz chór wykonał z wdziękiem (proponując słuchającym profesjonalne i osadzone w doświadczeniu śpiewaczym brzmienie) dwie pozycje z repertuaru klasyki chóralnej: „Jeszcze jeden mazur dzisiaj” prawdopodobnie Fabiana Tymolskiego (tu nie ma zgodności w pisowni tego nazwiska) i „Przylecieli sokołowie” Stanisława Moniuszki z tekstem Jana Czeczota. Pożegnał słuchaczy pogodnym, acz skocznym i zalotnym, południowoamerykańskim tańcem „Cza – cza” – oczywiście nie pomijając obowiązkowego „Uuu!”. Za co zebrał owacyjne oklaski.

W ramach wspomnianej sztafety pokoleń na estradzie pojawił się syn dyrektora Wieczorka, pan Łukasz. Muzyk „rasowy” komponujący, piszący, grający i śpiewający. To za jego przyczyną cała sala miała okazję gruchnąć salwą śmiechu. Otóż barwnie opowiedział krótką historyjkę z dzieciństwa. A było to tak: „… ojciec jak zwykle był poza domem, pewnie w pracy; więc młodziutki, bo liczący raptem 3 lata juniorek – Wieczorek wybrał się niepostrzeżenie zwiedzać świat. Musiało to wyglądać pociesznie, kiedy chodnikiem, prawidłowo, drepcze maluch, pchając przed sobą wózek. Przygodny przechodzień, nie bez zdumienia przystanął i pyta: „a dokąd Ty dziecko idziesz?”. Młody podróżnik przystanął i z przejęciem i stosunkowo wyraźnie (jako, że już mowę opanował dostatecznie wcześnie) powiada:… do taty, do „deku!”.

Pozostając z wątkiem rodzinnym pod rękę, wspomnieć się godzi jeszcze jeden występ. To piękny popis wokalny córki gospodyni dzisiejszego wieczoru, młodej szesnastoletniej licealistki Weroniki Dzienisieńko. Zachwyciła precyzyjnym intonacyjnie wykonaniem, trudnej interwałowo, z interesującymi „piano” piosenki pt. „Spacerologia”. A skoro już „śpiewamy” odnotować koniecznie należy, występ trzech przedstawicielek Warsztatów Wokalnych w osobach: Seweryny Staruch, Agnieszki Guły i Doroty Gąsek-Hutnik. Z ogromną przyjemnością słuchało się tych produkcji. Panie zaskoczyły wręcz profesjonalizmem, frazą osadzoną solidnie na przeponie, nienaganną intonacją i świetną dykcją. Jednym słowem streszczając ich popis: gadać „gadu, gadu, gadu” o „sambie przed rozstaniem” – to jakby gondolą pięknej muzyki odpłynąć do baru marzeń „pod papugami”. I tak też się stało.

Ze wszech miar na uwagę zasługuje scenariusz tej udanej imprezy. Zwykle bywa sztampa: hymn, a ostatnio modły krótkie czasem, przemowy ważnych VIP – ów, odznaczenia no i tzw. część artystyczna. U nas nie było patosu, fanfar, blichtru zbytecznego. Centrum i osią spotkania ludzi powiązanych z szeroko pojmowaną kulturą była, pełna wspomnień, debata trzech panów dyrektorów, której z uwagą przysłuchiwali się też goście, a wśród nich: Ewa Smolińska – wicestarosta brzeski i Jadwiga Demska – przewodnicząca Rady Miejskiej. Swoją obecnością zaszczycił również burmistrz Grodkowa Marek Antoniewicz. W ich to obecności dyrektor Paweł Garncarz uhonorował okolicznościowymi medalami osoby związane w sposób szczególny z placówką, a otrzymali je: Marek Antoniewicz, Aleksander Kwiatkowski, Stanisław Wieczorek, Janina Dzienisieńko i Bronisław Worek. Dzięki tak przyjętej formie organizatorzy wytworzyli wspaniałą atmosferę, w której każdy znalazł dla siebie coś miłego, interesującego, a i zabawnego nawet. Widownia stała się jedną wielka Rodziną Kultury. Brawo!

Ostatnim akordem tej wspaniałej okolicznościowej imprezy było rozdanie wszystkim jej uczestnikom Medalu 70 Lat Domu Kultury w Grodkowie. Do zobaczenia za następne 70 lat!

 Ryszard Wojnowicz

Reklama