Jak sam sobie nie pomożesz…

0
Reklama

Działka p. Zofii B. ze Żłobizny (gm. Skarbimierz) przypomina w chwili obecnej cuchnące bajoro. Wbrew pozorom nie jest to efekt niedawnej powodzi, ale zaniedbań ludzi i instytucji. O przywrócenie stanu pierwotnego działki i naprawienie szkód Zofia B. walczy już 3 lata… jak dotąd bezskutecznie.
 
Dzisiejszy wygląd działki jest efektem wielu zbiegów okoliczności, ale − jak mówi pani Zofia − najważniejszym jest zniszczenie drenów odprowadzających wodę. Problem w tym, że do ich zniszczenia nikt się nie przyznaje, podobnie jak do wyrwania słupków geodezyjnych biegnących wzdłuż granicy działki.
Żeby zrozumieć zawiłość sytuacji, należałoby wiedzieć, iż nieruchomość naszej czytelniczki graniczy z drogą gminną, za którą znajduje się rów melioracyjny. Właśnie przez tę drogę do rowu melioracyjnego spływała woda z działki, zarówno ta gruntowa, jak i ta spływająca z wyżej położonych posesji sąsiadów. Spływała, ale już nie spływa, zatrzymując się na nieruchomości Zofii B.
 
Wszystko zaczęło się w roku 2008, kiedy to po powrocie ze szpitala Zofia B. zauważyła zniknięcie granicznych słupów geodezyjnych znajdujących się na granicy jej działki, tuż przy drodze. Znaki graniczne są chronione ustawowo i służą między innymi do rozgraniczenia nieruchomości. Zapobiegają też szerzeniu się samowoli, takiej jak na przykład wjeżdżanie kierowców na teren nieruchomości.
− Zrobiłam je za własne pieniądze, a po powrocie stwierdziłam, że ich nie ma. Niektóre połamane leżały w innym miejscu. Dowiedziałam się, że w tym czasie były tam robione roboty ziemne, przy odbiorze których była również sołtysowa naszej miejscowości.
 
Zofia B., próbując dochodzić swoich praw, znaleźć winnego i zmobilizować go do naprawienia szkód, pukała i pisała już do wielu instytucji. Niestety bezskutecznie. I od tej pory zaczęła się walka z wiatrakami, bo okazało się, że to, co wynikało z faktów i zwykłej logiki (czas wykonywanych prac, zakres i miejsce robót, lista prac prowadzonych na tym terenie, gruz i inne ślady pozostawione przez wykonawcę), w momencie, kiedy trzeba było znaleźć winnego, było mało istotne. Jedyne, co przynajmniej udało się udowodnić na podstawie map i słów świadków, w tym również geodety, to fakt, że słupki graniczne w ogóle istniały, bo i to było na początku kwestionowane.
W drodze własnego śledztwa nasza rozmówczyni po kolei wykluczała kilku wykonawców z listy znajdującej się w gminie, którzy w tym czasie mogli wykonywać prace w pobliżu granicy jej działki. Okazało się natomiast, że w czasie od listopada 2007, kiedy jeszcze słupki były, do marca 2008, kiedy stwierdzono ich brak, w pobliżu i na granicy działki na zlecenie Zakładu Gazowniczego w Opolu były wykonywane roboty ziemne przy budowie sieci gazowej.
Najbardziej prawdopodobnym sprawcą zniszczeń, zdaniem naszej rozmówczyni, była więc właśnie firma wykonująca te roboty i to właśnie wtedy zostały zniszczone słupki geodezyjne i przerwane dreny znajdujące się na jej nieruchomości. Zofia B. dowiedziała się również, że podczas prac przy gazociągu był używany ciężki sprzęt do wykopania rowu, co mogło być bezpośrednią przyczyną zniszczeń. Od początku problemem było za to dokładne ustalenie tego, gdzie znajduje się gazociąg – czy bliżej granicy działki Zofii B., czy też bliżej rowu.
 
Swoją wędrówkę Zofia B. zaczęła od gminy, bo teoretycznie to właśnie w gminie powinni wiedzieć, kto i kiedy wykonywał roboty ziemne w granicy lub pobliżu jej działki. Tam jednak dowiedziała się jedynie, że gmina nie ma z tym nic wspólnego, bo to nie ona zlecała prace. Poradzono jej również, żeby sprzedała działkę… to nie będzie miała problemu ani ze stojącą wodą, ani ze słupkami.
− Zastępca wójta obiecał mi jednak, że sprawą się zajmie i postara się coś z tymi drenami zrobić – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Pismo do Zakładu Gazowniczego również nic nie dało, bo jak czytamy w odpowiedzi zgodnie z załączoną notką w wyniku oględzin (wykonanych, co warto zaznaczyć, grubo po czasie wykonywanych prac) nie udało się odnaleźć brakujących słupków geodezyjnych, a w związku z tym Zakład Gazowniczy, jako inwestor, nie ponosi żadnej odpowiedzialności. W piśmie bardzo „fachowo”, jak na firmę zajmującą się robotami budowlanymi, określono również lokalizację gazociągu, który ma się znajdować w znacznej odległości od działki Zofii B. W tym miejscu warto zauważyć, że chyba nikt nie określiłby słowem „znaczna” odległości między granicą działki Zofii B. a granicą rowu melioracyjnego, a przecież pomiędzy nimi znajduje się droga, na której wykonywano gazociąg.
Widząc, że sama niewiele wskóra, Zofia B. oddała sprawę do Prokuratury w Brzegu, licząc na to, że w instytucji posiadającej inne narzędzia prawne sprawa nabierze tempa i nie zostanie zbagatelizowana.
Odpowiedź, jaka przyszła z Komendy Powiatowej Policji, która na wniosek Prokuratury wykonywała czynności dochodzeniowe w tej sprawie, zupełnie zbiła ją z nóg. Śledztwo zostało bowiem umorzone z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa.
− Mam sporo zastrzeżeń co do tego, w jaki sposób i kto został przesłuchany w tej sprawie. Tym bardziej, że zeznania niektórych osób uczestniczących w odbiorze prac gazowni były za każdym razem inne, a to już powinno dać do myślenia – mówi z goryczą Zofia B.
 
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy zastępcę wójta gminy Skarbimierz….. Jak powiedział, trudno mu orzec, kto tu zawinił, a mapy dotyczące tego, gdzie znajduje się gazociąg, powinny być w Starostwie Powiatowym w Brzegu. Odciął się również od tego, że w najbliższym czasie gmina pomoże Zofii B.
− Będzie coś tam robione w momencie, kiedy będzie robiona droga. Planowaliśmy zrobić ją w tym roku, ale z braku środków termin się przesunie. Jednak nie obiecywałem naprawienia tych drenów.
Kierownik Działu Inwestycji Zakładu Gazowniczego w Opolu, Przemysław Bednarski, który w 2008 roku podpisał się pod pismem do Zofii B., też niewiele miał nam do powiedzenia, bo, jak się okazało, nie był nawet osobiście na posesji naszej czytelniczki, ale, jak mówi, podpisał, bo… ktoś przecież musiał to podpisać.
− Łatwo teraz zrzucać winę na nas, a tam przecież również byli inni inwestorzy. Nie wiadomo, czyja to wina, to jest słowo przeciwko słowu.
Słysząc, że Zofia B. zdobyła wreszcie mapy, na których ewidentnie widać, że sieć gazowa była kładziona przy granicy jej działki, a użycie sprzętu w takiej odległości od niej wskazuje właśnie na ZG, Przemysław Bednarski zaproponował zwrócenie się do ZG z prośbą o ponowne rozpatrzenie sprawy.
Nasza rozmówczyni dalej walczy, chociaż, jak mówi, ma już coraz mniej sił, aby dochodzić swojego, a cuchnąca breja na jej nieruchomości dalej stoi.

Reklama