Upał też daje się we znaki

0
Reklama

Zdecydowanie wszystkim. Wszystkim tym, którzy nie siedzą sobie teraz w cieniu nad wodą, gdzie wieje chłodna bryza i w każdej chwili mogą skorzystać z orzeźwiającej kąpieli.
Pozostała większość mieszkańców naszej okolicy odlicza kolejne, coraz wyższe stopnie Celsjusza na pokojowych i zewnętrznych termometrach, a przede wszystkim odlicza dni, które pozostały do końca upałów. Ile ich jeszcze przed nami dokładnie – nie wiadomo, ale jedna pani drugiej pani powiedziała, że już w czwartek się ochłodzi. Czy w ten najbliższy? Też nie wiadomo. Bo mówią też, że największe upały przed nami. Ponoć w piątek ma być apogeum gorąca. Pogodynki i inne stacje meteo pokazują prognozy tak samo różniące się od siebie, jak te informacje od znajomych moich znajomych.
Komu wierzyć? Jak przetrwać? Ile jeszcze? Same znaki zapytania.
Identycznie było z mroźnymi dniami w okolicach stycznia i lutego. Mróz, śnieg, mróz, śnieg … Kogo nie spotkałam, ten wróżył coraz gorsze i zimniejsze dni. A wiosna w końcu i tak przyszła. Fakt, że oczekiwaliśmy innej, ale przyszła…
Potem zimny, deszczowy maj, powódź, oczekiwanie na słońce i lato.
Mamy zatem lato, które daje nam nieźle popalić. Można śmiało stwierdzić, że pracować się nie chce, od myślenia „obwody” się palą, ciężko ręką machnąć, pot spływa z czoła… Wieczorem wcale nie lepiej. Może komarów mniej, bo odkomarzania mieliśmy ze trzy chyba w Brzegu, a i wszelkie dostępne środki przeciw komarom i innym cholerstwom w użyciu, ale zanim się trochę ochłodzi, to upływa połowa nocy. Cóż z tego jednak, że w nocy przyjemniej i można okna otworzyć na całą szerokość, kiedy właśnie wtedy podwórka i skwery oblegane są przez amatorów nocnego życia.
Panowie i panie (bo z reguły jest to towarzystwo mieszane) żwawo i ochoczo wychodzą z domu około 23.00, żeby zażyć świeżego, nocnego powietrza. Niby nic w tym złego. Tylko dlaczego zażywają nie tylko powietrza, ale również całkiem sporą ilość alkoholu, który z domieszką papierochów, głośnej samochodowej muzyki, dowcipów opowiadanych „ na full”, głośnych rozmów, wrzasków i rechotów, powoduje, że ci, którym nie dane w ten sposób „odpoczywać” przeklinają dzień, w którym wprowadzili się na swoje osiedle.
Pal licho młodzież i młodszych dorosłych. Siedzą w końcu czasami dłużej w nocy, też lubią imprezki, sami dobrze wiedzą, jak to jest. Pal licho zwierzaki. Im hałas, muzyka i wrzask o północy aż tak bardzo nie przeszkadza. Mogą się wyspać w dzień.  Ale czy ktoś sobie wyobraża malutkie dziecko, które powinno spać o tej porze?  Każde podniesienie tonu w tzw. „rozmowie podwórkowej” o północy powoduje, że zrywa się ze snu, że płacze i marudzi, bo nie dość, że gorąco, to jeszcze wrzask i rechoty niczym z najgorszego koszmaru. Czy ktoś pomyśli o starszych ludziach, dla których taki upał już sam w sobie jest piekłem, a noc, która powinna im pomóc trochę odetchnąć, zamienia się w przepełnioną halę targową z dyskoteką i mistrzostwami w głośnym mówieniu dowcipów.
Co ciekawe, zwrócenie uwagi i prośba o ciszę rzadko pomagają. Przecież mogę zamknąć okna i pójść spać. Przecież mogę sobie i dziecku stopery do uszu włożyć. W końcu oni się świetnie bawią, jest chłodno, a podwórko to rzecz wspólna! I mam spadać na drzewo, bo jak nie to mi udowodnią, że powinnam. Cóż za przyjemne spotkanie z realiami życia nocnego na osiedlowych podwórkach.
Mimo próśb, nie milkną, ale jakby jeszcze bardziej chcą zaznaczyć swoją obecność, poprzez rozwalenie butelki o ścianę bloku, w którym mieszkam. Są i będą. I mam zapomnieć, że oprócz nich ktoś może być ważniejszy! Wyzwiska i komentarze. Rechot, bełkot, wrzask, kolejna stłuczona o ścianę lub chodnik butelka. Podjeżdża kumpel podrasowanym 20-letnim autem, basy walą po ścianach, muzyka głośna, skoczna i żwawa.  A co! Wakacje, pogoda, wino, dziewczyny i śpiew! Nieważne, że północ minęła. Moja cierpliwość kończy się, niestety. Pięć telefonów na 112, cztery na 997. W końcu jest. Odzywa się przemiły dyżurny. Obiecuje zająć się towarzystwem. Faktycznie. Po 15 minutach pojawia się policyjny patrol i… ku mojemu zdziwieniu negocjuje z towarzystwem, żeby przenieśli się w inne miejsce. Udało się. Przekonani przez policjantów, zabierają swoje manatki (rozbite szkło i cały syf po chipsach, papierosach, zapitkach zostaje) i opuszczają moje podwórko. Moje, bo mam wrażenie, że oprócz mnie nikt w tych blokach nie mieszka. Nie słyszę, nie widzę, nie mówię – dewiza moich sąsiadów? Dlaczego nikt więcej nie reaguje?
Cisza, jaka nastała, jest  nie do opisania. Cisza. Chłodne powietrze. Spokój. Nareszcie mogę zasnąć. Ja i moje dziecko. Odpocząć. Cóż z tego, że to już 1.00. Do pobudki o 5.00 rano mam w końcu kupę czasu – całe cztery godziny!

 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej
Reklama