W 36 klatek dookoła świata

0
Reklama

O niezwykłym projekcie artystycznym rozmawiamy z fotografem Wojtkiem Gilem.

 

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

 

Paweł Kowalczyk: Jakie były początki Twojej pasji do fotografowania?
Wojtek Gil: W dzieciństwie każde wakacje spędzaliśmy u babci na Podkarpaciu. Kiedy miałem 6 lat, ojciec wziął mnie ze sobą na tak zwaną górkę po gazety, czyli do Biecza do kiosku Ruchu.

 

W owym kiosku pierwszy raz w życiu, a raczej pierwszy raz, o którym pamiętam, zobaczyłem aparat fotograficzny, to był Ami 66. No i zaczęło się. Tupanie, krzyki, płacz. Nic jednak nie ruszało mojego ojca, który wyciągnął mnie ze sklepu i wsadził w samochód. W połowie drogi do domu jednak serce mu zmiękło i wróciliśmy do kiosku po Amiego. Tak rozpoczęła się moja przygoda z fotografią, która trwa do dziś. Jeszcze w te same wakacje udało mi się wywołać własnoręcznie pierwszy film i zdjęcia. Skorzystałem wtedy z ciemni zakładowej (istniejącej do dziś) Spółdzielni Inwalidów, której prezesem był mój ojciec.

 

Dziś nadal własnoręcznie wywołuję filmy. Tyle tylko, że „ciemnią” do wywoływania filmów jest kuchnia, a „ciemnią”, w której powstają zdjęcia, w większości przypadków są skaner i Photoshop. Tylko wybrane zdjęcia na wystawy wywołuję w prawdziwej ciemni, spędzając nad jednym czasami kilka dni tylko po to, by wyszło dokładnie tak, jak sobie wyobraziłem.
Skąd się wziął pomysł na tych 36 zdjęć?
Wojtek Gil: To chyba moje zamiłowanie do filmu było jednym z powodów, dzięki któremu urodził się pomysł projektu „W 36 klatek dookoła świata”. Pewnego dnia, kiedy siedziałem w wannie, cała idea tej globalnej zabawy po prostu pojawiła się w mojej głowie. Borykałem się przez chwilę z drobiazgami typu: jaki aparat wysłać, jakiego filmu użyć, jak dobrać ludzi? A kiedy wszystko zostało już zapięte na ostatni guzik, zaczęła się trwająca trzy lata zabawa. 1 kwietnia 2006 roku „Podróżnik”, bo tak nazwaliśmy ten podróżujący aparat, zaczął swoją podróż dookoła świata od wizyty w Kanadzie.

 


Jak to technicznie wyglądało?
Wojtek Gil: Zasady projektu były proste: jeden podróżujący aparat z rolką 36-klatkowego filmu w środku, jeden kraj, jedna osoba i tylko jedno zdjęcie. Celem było zbudowanie obrazu świata w zdjęciach, widzianego przez pryzmat jednego aparatu, utrwalonego na jednej rolce filmu przez 36 obcych sobie osób rozrzuconych po całym globie.
I jakie efekty? Czy jesteś z nich zadowolony?
Wojtek Gil: Projekt ze stricte fotograficznego przerodził się w coś więcej, szybko zaczął żyć własnym życiem, stając się globalną zabawą, gdzie sam udział i śledzenie „Podróżnika” było ważniejsze niż zdjęcia, jakie każdy uczestnik zrobił. Dziś, ponad 4 lata po rozpoczęciu projektu i po pierwszej wystawie prezentującej podróż aparatu dookoła świata, mogę śmiało powiedzieć, że same zdjęcia bez wpisów do zeszytu niewiele mówią. Nie dlatego, że są złe, ale dlatego, że każdy uczestnik w inny sposób wykorzystywał swoje przysłowiowe 5 minut, a dopiero czytając historie i przeżycia poszczególnych osób jesteśmy w stanie zrozumieć, co chcieli nam przekazać. Przykładowo, ktoś sfotografował widok z góry na miasto i gdyby nie wpis wyjaśniający, że jest to widok, jaki kojarzy mu się z jego ojcem, który w każdą niedzielę zabierał go na tę górę, byłoby to zwykle zdjęcie jakiegoś widoku na miasto. To opis sprawia, że całość staje się bardzo osobistym wyznaniem, wyznaniem, pod którym wielu z nas mogłoby się podpisać.
Czy uczestniczyli w tym projekcie jacyś brzeżanie?
Wojtek Gil: Choć na swojej drodze dookoła świata aparat nie trafił do Brzegu, miał on wśród brzeżan wielu kibiców. Do jednego z największych muszę zaliczyć człowieka, dzięki któremu zaczęła się moja przygoda z fotografią, mojego ojca Janusza. To on był tą osobą, która jak nie widziała przez tydzień nowego wpisu na blogu, jaki prowadziliśmy przy okazji całej zabawy, pytał mnie: co się dzieje z aparatem? To on podtrzymywał mnie na duchu, kiedy aparat zginął w Afryce na ponad pół roku. Dziś pracuję nad kolejnym projektem i mam nadzieję, że pomimo udziału w lokalnych wyborach na burmistrza, ojciec znajdzie czas, aby mi kibicować tak, jak to robił od zawsze.

    A o tym, co znalazło się w magicznym zeszycie, jakie miejsca i ludzi fotografowali uczestnicy projektu, na jakie trudności natrafiono podczas 3-letniej podroży dookoła świata, Wojtek Gil opowie już w następnych numerach Panoramy.

Reklama