Perspektywa odnowy

0
barcickim.jpg
Reklama

Obserwując zarejestrowane listy kandydatów na samorządowe stołki dojść można do wniosku, że w naszej okolicy nie funkcjonują prawie żadne partie polityczne. Takie partyjne bezrybie w okolicach Brzegu. To nie do końca prawda. Oto znany działacz chłopskiej partii i nawet szef jej powiatowych struktur wystawia swoich ludzi na radnych gminnych i sam siebie na stanowisko wójta zasłaniając czterolistną koniczynkę wizją rozwoju perspektyw czy raczej perspektywą rozwoju. Czyżby się wstydził przynależności do stronnictwa ludowego o tak bogatych tradycjach? Nie sądzę. Chodzi tu raczej o co innego. Podobnie rzecz się ma z kandydatami na szefów gmin, którzy są jednocześnie znanymi działaczami PiS. Swoje kandydatury firmują wymyślnymi nazwami komitetów wyborczych.  Wyrzec się chcą sprawiedliwości, prawa i widowiskowych marszów z pochodniami?  Też wątpię. Kandydat na wójta pełniący dotąd funkcję radnego z ramienia PO i ubiegający się o ponowny wybór na to samo stanowisko z rekomendacji tej partii już jako wójt nie chce być utożsamiany z partią Tuska. Próbuje również zrzucić z siebie łatkę wiatrakobójcy – próżno szukać na stronie internetowej jego komitetu słówka „wiatrak”. Kreuje się za to na odnowiciela. Sami apolityczni spece od samorządu. Nic tylko głosować, bo oni są przecież „z dala od polityki”.
    Żeby zrozumieć po co ten cały cyrk trzeba się odwołać do ludowej mądrości – „jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze”. Podobnie jak w przypadku sprzedaży działki za 3 % jej wartości w centrum Skarbimierza Osiedla sprzed kilku lat. Logicznym wydaje się pytanie – po co udawać, że się sprzedaje, kiedy na dobrą sprawę chodzi o darowiznę? Odpowiedź jest bardzo prosta : od darowizny należy uiścić podatek, a od transakcji kupna za śmieszną cenę już niekoniecznie. A instytucja, która została szczęśliwym nabywcą, mimo swojego deklarowanego braku zainteresowania mamoną,  z pieniędzmi rozstaje się niechętnie. Sprawa z kandydatami na wójtów i radnych, którzy nie chcą być postrzegani jako partyjni nominaci również sprowadza się do jakże ludzkiego odruchu trzymania się za kieszeń. Partie polityczne stosują zasadę, że za sprawowanie jakiejś funkcji z rekomendacji politycznej, z którą wiąże się spore wynagrodzenie trzeba zapłacić. Różnie to wygląda w poszczególnych partiach, ale z zasady dzielić się z matką partią trzeba. W instrukcji finansowej podpisanej przez skarbnika PO Mirosława Drzewieckiego, znanego  również jako „Miro”, nie ma mowy o żadnych dodatkowych składkach, ale pojawia się tam termin „obowiązkowa darowizna”. Jej wysokość może sięgać 10% wynagrodzenia, a o szczegółach decydują lokalne władze partii. Za uchylanie się od takiej „darowizny” terenowe struktury są nawet skłonne wyrzucać ze swych szeregów urzędujących burmistrzów. Bardziej tajemniczy jest PSL, który oficjalnie opodatkowuje swoich posłów – płacą oni 400 zł. na klub i 300 na partię.  Parlamentarzystów ta opcja zbyt wielu nie ma, ale dysponuje całą armią samorządowców. Oni zapewne również muszą płacić jakiś haracz. PiS oficjalnie przyznaje się do ściągania ze swoich funkcyjnych członków daniny w wysokości ustalonej przez zarząd główny w 2007r. Według stosownej uchwały składki z tytułu sprawowania funkcji wynoszą: radni sejmików wojewódzkich  100zł, radni powiatowi 40, gminni 10, prezydenci miast 300, a posłowie 150. Kto jednak pamięta awanturę o składki liczone w tysiącach złotych europosła Migalskiego, który członkiem PiS nigdy nie był, ten z pewnością będzie wątpił w prawdziwość deklaracji  skarbnika PiS i partyjnego zarządu odnośnie składek specjalnych. W SLD taka składka również funkcjonuje i obejmuje wszystkich funkcyjnych członków partii. Nazywa się po prostu „składką specjalną” i wynosi 7% wynagrodzenia.
    Najzabawniejsze w tej przedwyborczej paradzie przebierańców jest to, że politycy w apolitycznej masce poważnie traktują swoje szanse. Czy ktoś, kto dla drobnej sumy gotów jest wyrzec się swoich poglądów i przynależności może zasługiwać na zaufanie? Działacz partyjny nawet w opakowaniu zastępczym pozostaje nadal działaczem i zaklinanie rzeczywistości na niewiele się zda. Wyborcy nie są naiwni i przebierańców rozpoznają. Nawet podczas karnawału hipokryzji, czyli w trakcie kampanii wyborczej, kiedy coraz trudniej o oryginał.
Marcin Barcicki
 

Reklama