Pokochać konie…

0
Reklama

 Rozmowa ze Zbigniewem Szumlakowskim – v-ce szefem Klubu Jeździeckiego „Szumlakowscy Cysterny” oraz organizatorem Mistrzostw Opolskiego Związku Jeździeckiego w Brzegu

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Zbigniew Szumlakowski: W dniach 27 – 29 lipca odbyły Mistrzostwa Opolskiego Związku Jeździeckiego i jednocześnie Eliminacje do Mistrzostw Polski Młodych Koni 4 letnich. Finał odbędzie się w ostatni weekend sierpnia w Łącku, gdzie będą startować także konie piecio i sześciolatki. Takie eliminacje to swego rodzaju selekcja młodych koni. Takie konie zdobywają na tego typu zawodach punkty, które umożliwiają im później nawet dwukrotny start na Mistrzostwach Polski. Należy zaznaczyć, że Polski Związek Jeździecki nie wszystkim zawodom nadaje taką rangę, że można na nich zdobywać punkty potrzebne do startu w mistrzostwach. Zawody musza mieć odpowiedni poziom, odpowiednią liczbę uczestników, odpowiednią pulę nagród, a także specjalnych sędziów, oceniających styl skoków i umiejętności konia. Mistrzostwa Opolszczyzny, które zorganizowaliśmy były otwarte. W tych zawodach mogli startować wszyscy, którzy tutaj przyjechali, oczywiście z podziałem na kategorie wiekowe, czyli seniorzy imłodzi jeźdżcy oraz juniorzy i juniorzy młodsi.  Zrobiliśmy tak, aby była większa konkurencja. Startowało ponad 50 zawodników, z dwudziestu klubów, na ponad 140 koniach. Wśród nich startowało wielu reprezentantów Polski. Między innymi Jarosław Skrzyczyński, który w ubiegłym roku zakwalifikował się do finałów mistrzostw świata. Obecnie ten zawodnik jeździ na pięciu koniach naszego klubu Szumlakowscy Cysterny Brzeg. Właśnie na zawodach, o których mówimy na koniu AbraxisII-Z wygrał jeden z konkursów. Na innym koniu Asterix w konkursie mistrzostw Opolszczyzny był drugi, a w Grand Prix zajął pierwsze miejsce zwyciężając na koniu, którego pierwszy raz dosiadał.

 Paweł Kowalczyk: To dość ciekawa historia z tym konkursem Grand Prix. Ciężkiego urazu doznał tam jeden zawodnik.

Zbigniew Szumlakowski: Tak. Groźnej kontuzji doznał Leszek Gramza. Jarosław Skrzyczyński właśnie w tym najbardziej prestiżowym konkursie zdecydował się startować na jego koniu. I co najciekawsze – wygrał. To potwierdza, że to jeden z najlepszych obecnie zawodników w Polsce. Bardzo dużo startował na zachodzie, co dało mu ogromne doświadczenie. Jeśli będzie mógł dosiadać konie, które posiadają odpowiednio wysokie umiejętności, może odnieść wielkie sukcesy. Drugim znanym jeźdźcem, który wystąpił na naszych zawodach był Piotr Morsztyn, zawodnik Śląska Wrocław, dwukrotny mistrz Polski. Również należy wspomnieć o Dawidzie Rakoczym i Tomaszu Kumorku – reprezentantach naszego kraju. Wystąpiło przez te trzy dni wielu zawodników, którzy znaczą wiele w polskim jeździectwie. Uważam, że startujący w tych zawodach to grupa bardzo silnych zawodników. Zależało nam, aby zorganizować profesjonalne i stojące na wysokim poziomie zawody w Brzegu.

Paweł Kowalczyk: Wracając do tej sytuacji z Leszkiem Gramza i jego kontuzji, a następnie wyczynu Jarosława Skrzyczyńskiego. To chyba niezbyt częsta sytuacja na zawodach, aby zawodnik dosiadający pierwszy raz obcego konia wygrywał najtrudniejszą konkurencję?

Zbigniew Szumlakowski: Wypadki, urazy i kontuzje zdarzają się w jeździectwie tak, jak w innych sportach. Są one w naszym sporcie spowodowane głównie trzema przyczynami. Po pierwsze – brak jeszcze wyszkolenia technicznego konia. Po drugie – może występować także brak w wyszkoleniu technicznym zawodnika. Mogą też występować nieprzewidziane sytuacje na parkurze. W tym wypadku Leszek Gramza popełnił błąd techniczny. Zbyt długo przytrzymywał konia przed skokiem. Źle obliczył tzw. fulę, czyli liczbę kroków, jaką koń musi wykonać, aby oddać dobry skok. Zawodnicy, zresztą, każdorazowo przed konkursem zapoznając się z parkurem, obliczają fulę własnymi krokami tak, aby móc w odpowiednim momencie kierować koniem. Każdy zawodnik podczas konkursu musi w ułamkach sekund obliczyć odległość w ten sposób, aby odpowiednio przytrzymać lub puścić konia. Jak mówimy w naszym slangu: „albo trzeba konia skrócić albo dodać”. W zależności, jak pokona przeszkodę. Czy będzie to zbyt daleki czy zbyt krótki skok, kiedy koń ląduje tuż za przeszkodą. To trudna sztuka. Leszek tu popełnił błąd. Koń był tuż przed przeszkodą, chciał pójść już do góry, a jeździec go tymczasem skontrował, szarpnął. Efekt był taki, że koń znalazł się miedzy dwoma rzędami drągów przeszkody, a potem nastąpił upadek. Jednak to bardzo dobry zawodnik. Wszystko w jeździectwie polega na popełnianiu jak najmniejszej ilości tak naprawdę drobnych błędów. Zgranie się konia z człowiekiem jest bardzo ważne. Jarosław Skrzyczyński jest przyjacielem Leszka Gramza. Widząc ten wypadek zdecydował się na, moim zdaniem, bardzo ładny gest. Postanowił startować w najważniejszym konkursie na koniu swego kolegi. Dla Leszka na pewno była to radość, że jego koń wygrał, mimo że pod innym jeźdźcem. Pewnie nie czuł nawet tak bardzo bólu. Przypomnę, że na zawodach nagradzana jest para, czyli zarówno jeździec, jak i koń. Wyczyn Jarosława Skrzyczyńskiego jest naprawdę godny uwagi. Proszę sobie wyobrazić prostą sytuację. Jeździmy jakimś samochodem, naszym samochodem. Nagle musimy wsiąść do innego, zupełnie nam nieznanego. Inny gaz, inny hamulec, inne „wyczucie” sprzęgła. Każdemu w takiej sytuacji jest bardzo trudno. Koń jednak – to nie maszyna, nie automat. To istota o pewnym charakterze, bardzo wrażliwa i często, tak jak człowiek, indywidualista. Na dobre „spasowanie” się z koniem trzeba od pół do całego roku. To świadczy także, jakiej klasy zawodnikiem jest Jarosław Skrzyczyński, jak również jakiej klasy dosiadał konia.

Paweł Kowalczyk: Mówił Pan, że jeździ on na koniach klubu Szumlakowscy Cysterny. Czy jest też zawodnikiem Pana klubu?

Zbigniew Szumlakowski: To jest troszkę inna sytuacja. Jarosław Skrzyczyński jest reprezentantem klubu Absolut Wrocław. Jednak jeździ na najlepszych koniach różnych klubów. My, jako klub, opłacamy jego, trening i postój koni. Tak robi się teraz na całym świecie. Są oczywiście duże kluby, mające zawodników i jednocześnie konie. Jednak coraz częściej mamy do czynienia z taką sytuacją, że zawodnik, prawdziwy zawodowiec tak naprawdę „robi usługi”, jeżdżąc i trenując konie dla kilku lub jednego klubu. Taki zawodnik bierze tylko dobrze rokujące na przyszłość konie z bardzo dobrym rodowodem.

Paweł Kowalczyk: Proszę powiedzieć, dlaczego właśnie w Brzegu Pan organizuje takie zawody? Przecież wymaga to nie lada wysiłku i nakładów, zwłaszcza finansowych. Dlaczego nie zorganizuje ich Pan w większym mieście? Tam chyba łatwiej o sponsorów? Może wtedy mógłby Pan zorganizować zawody o randze ogólnopolskiej?

Zbigniew Szumlakowski: Mogłem zorganizować zawody o randze ogólnopolskiej już teraz. Jedyną przeszkoda dla Polskiego Związku Jeździeckiego była kwestia, na jakiej płycie boiska będą organizowane. Gdyby były na płycie głównego boiska, nie byłoby problemu z uzyskaniem statusu zawodów ogólnopolskich. Pewnie, gdybym się uparł, to przeforsowałbym to nawet na tej bocznej płycie, na której się odbywały. Nie o to jednak mi chodziło. Szczerze mówiąc, sam się zastanawiam, dlaczego to robię. To pytanie zadają mi wszyscy. Żona, znajomi i pracownicy mojej firmy. Przygotowanie takich zawodów trwa kilka miesięcy. To ogromny wysiłek organizacyjny i finansowy. Robię to dla swojej pasji i dla mojego miasta i powiatu, dla ich promocji. Przypomnę, że patronatem objęli te zawody Burmistrz Miasta Brzeg Wojciech Huczyński i Starosta Powiatu Brzeskiego Maciej Stefański. Mogę, korzystając z okazji, im tylko jeszcze raz podziękować.

Paweł Kowalczyk: Oni jednak, w trakcie zawodów, podczas wręczania nagród, dziękowali Panu. Stwierdzili, że bez Pana takich zawodów nigdy w Brzegu by nie było…

 Zbigniew Szumlakowski: Powiem skromnie, że miałem w tym jakiś udział. Chciałem też, korzystając dalej z okazji, publicznie podziękować tez panu Krzysztofowi Kulwickiemu szefowi Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Jego udział w zorganizowaniu tych zawodów też był ogromny. Tak jak pracownikom instytucji, którą kieruje. Współpraca była na szóstkę. Chociaż z przykrością muszę stwierdzić, że były też osoby, które chciały wręcz storpedować te zawody. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale chodzi o jednego zawodnika i działacza związku jeździeckiego naszego okręgu. Czepiali się, że nierówna nawierzchnia, że boczna płyta i tak dalej. Miałem nawet takie momenty, że chciałem zrezygnować z organizowania tej imprezy. To takie polskie. Na szczęście wszystko się udało. Mogę nawet powiedzieć, że w porównaniu do zawodów, które są organizowane w Mosznej, czyli w miejscu z tak ogromnymi tradycjami, nie mamy się nawet czego wstydzić. Nie wiem nawet, czy nie powinno być odwrotnie. Szkoda tylko, ze niektórzy sponsorzy niezbyt poważnie podeszli do naszej imprezy. Mimo wcześniejszych deklaracji w ostatniej chwili się wycofywali. Tym bardziej mi przykro, ze gros tych osób to ludzie, z którymi na co dzień zawodowo współpracuję, prowadząc działalność gospodarczą. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zawody się odbędą. Może uda się zwiększyć pulę nagród w konkursach z obecnych 50.000 do 100.000 złotych. Pozwoli to ściągnąć do Brzegu już zupełną elitę jeźdźców z całej Polski. Liczę na jeszcze większą współpracę z władzami miasta oraz powiatu. Myślę, że takie imprezy to wspaniała promocja naszego miasta. Uczestnicy z różnych zakątków naszego kraju byli zachwyceni naszym miastem.

Paweł Kowalczyk: Proszę powiedzieć, skąd się u Pana to wzięło, ta fascynacja, ta miłość do koni?

Zbigniew Szumlakowski: Bez wstydu, a nawet z dumą mogę powiedzieć, że wywodzę się, a także wychowałem się na wsi, koło Kluczborka. Mój ojciec hodował konie. Oczywiście, nie sportowe, wykorzystywał je do pracy na roli. Ja dorastałem z tymi ?rebakami, ja byłem podczas ich narodzin i podczas ich wychowywania. Wspominam ten okres mojego życia, jako najpiękniejszy. Żałuję, że moje dzieci nie mogą już tego doświadczyć. Myślę, że to właśnie główna przyczyna mojej fascynacji końmi. W Brzegu, a właściwie w Szydłowicach, zacząłem hodować konie już 18 lat temu. Do dziś to kontynuuję. To dla mnie pasja i radość. Mój przyjaciel, znany lekarz, też zarażony końmi, profesor Lange powiedział, że jako lekarz potrafi wyleczyć ludzi prawie z wszystkiego, ale z koni nie. To chyba prawda. Konie dają mi taką odskocznię od tej ciężkiej pracy. Dzisiejsze czasy to nieustanna pogoń i wyścig. Konie są dla mnie azylem od tych stresów i problemów. Kiedy popołudniu pojadę na pastwiska czy do stajni, kiedy doglądam konie – odpoczywam, a przede wszystkim nabieram sił.

Paweł Kowalczyk: Ma Pan dosyć ambitne plany dotyczące propagowania sportu hippicznego w Brzegu. Proszę powiedzieć parę słów na ten temat.

Zbigniew Szumlakowski: Jeden aspekt moich zamierzeń to działalność typowo sportowa. Efektem tego są konie, jakich się dochowałem i jeźdźcy, jacy chcą na nich startować. Drugi cel moich działań to utworzenie szkółki jeździeckiej. Nie jest to łatwe. Pokonałem już wiele przeszkód, zwłaszcza finansowych. Wybudowałem już halę do ujeżdżania. Proszę pamiętać, że w naszym klimacie pięć do sześciu miesięcy – to okres kiedy można szkolić młodzież na wolnym powietrzu. Żeby osiągać sukcesy trzeba robić to jednak okrągły rok. Stąd konieczność takiej hali. Konie także, oczywiście, muszą być cały czas „w treningu”. To już zrobiłem. Pozostaje jeszcze do rozwiązania pewien problemem, związany z terenem potrzebnym do prowadzenia zajęć szkółki w terenie. Myślę jednak, że niebawem i ta przeszkoda zostanie pokonana.

Paweł Kowalczyk: Jak Pan chce zachęcić młodych ludzi do uprawiania tego sportu? Jak Pan chce ich zarazić swoją pasją?

Zbigniew Szumlakowski: Najlepiej poprzez naukę jazdy na koniu. W każdym wieku można zacząć. Jak ktoś tego sam doświadczy i polubi – już chyba nie będzie osobą, którą należałoby do czegokolwiek przekonywać. Pokocha konie i pewnie tak mu zostanie. Dzięki szkoleniu i propagowaniu poprzez różnego typu konkursy i zawody, możemy z czasem mieć w Brzegu ten sport na bardzo wysokim i profesjonalnym poziomie. Oprócz koszykówki, możemy także mieć sport jeździecki, na krajowym poziomie ale zależy to również od władz miasta i powiatu.

Paweł Kowalczyk: Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko życzyć powodzenia i dalszych sukcesów w tej dziedzinie. Dziękuję za rozmowę.

Reklama