Burmistrz Brzegu zamierza przeprosić za sesję fotograficzną z chorym bielikiem, ale po chwili dodaje, że spodziewał się podziękowań, nie krytyki

0
Jerzy Wrębiak chciał ratować chorego ptaka, dlatego nie tylko go podnosił, ale również głaskał (fot. UM w Brzegu)
Reklama

Redakcja portalu Brzeg24.pl poznała kulisy ratowania zatrutego bielika przez dwóch urzędników i burmistrza Brzegu. Udało się nam porozmawiać z mieszkańcem Szydłowic, który chorego ptaka znalazł. Znamy relację prezes Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi”. Mamy także notatkę służbową strażnika miejskiego oraz odpowiedzi burmistrza Jerzego Wrębiaka, ale tylko na niektóre nasze pytania. Co ciekawe, wspomnianą notatkę służbową opracowano dopiero 16. lutego, czyli 3 dni, po naszym zapytaniu o taki dokument (9 dni po podjętych czynnościach).


Zasada 3xC – cicho, ciemno, ciepło

Pierwszy zatruty bielik, który został znaleziony 5. lutego przez przypadkową osobę i nie miał nic wspólnego z brzeskimi urzędnikami, trafił pod opiekę weterynaryjną w nieco ponad 2 godziny od momentu znalezienia. Chory myszołów, który został znaleziony 9. lutego przez pracowników Opolskich Parków Krajobrazowych, był w przychodni weterynaryjnej już w ciągu godziny. Oba drapieżniki szybko wracały do zdrowia i są już na wolności.

Reklama - ciąg dalszy wpisu poniżej

Najmniej szczęścia miał zatruty bielik odłowiony przez urzędników z brzeskiego magistratu, bo na pomoc weterynaryjną musiał czekać ponad 6 godzin. W międzyczasie chory ptak trafił do Urzędu Miasta w Brzegu, gdzie spędził minimum 3 godziny, a przy okazji został napojony oraz wziął udział w sesji fotograficznej z burmistrzem Jerzym Wrębiakiem. Co ciekawe, o znalezionym bieliku szybciej wiedziała dziennikarka lokalnej stacji telewizyjnej, niż przychodnia weterynaryjna.

W tym miejscu należy przypomnieć, że w przypadku zatrutych zwierząt czas udzielenia pomocy ma ogromne znaczenie. Z pewnością nie należy ich stresować zbędnymi działaniami, a więc jeśli już znajdziemy dzikie zwierzę, to w pierwszej kolejności wezwijmy odpowiednie służby, np. wolontariuszy z ośrodka „Avi” (tel. 733 335 401) i obserwujmy zwierzę do momentu przyjazdu wykwalifikowanych osób. Nie podawajmy żadnego jedzenia i wody bez konsultacji z weterynarzem i zastosujmy zasadę 3xC, czyli cicho, ciemno, ciepło. Ekspozycja dzikiego ptaka na zbędny kontakt z ludźmi lub pozowanie z nim do zdjęć jest zachowaniem nagannym, nieprawidłowym i nieodpowiedzialnym. Z całą pewnością nie są to działania ratujące zdrowie i życie zwierzęcia.

Mówili, że jadą z nim do burmistrza”

Naszej redakcji udało się dotrzeć do mieszkańca Szydłowic, który znalazł chorego bielika. Pan Kazimierz Dorociak wyraził zgodę na publikację swoich danych i opowiedział nam, jak wyglądała akcja odłowienia chorego ptaka.

– „Znam się z Markiem Stajszczykiem, naszym brzeskim ornitologiem, ale gdzieś mi przepadł numer telefonu do niego. Zadzwoniłem więc do radnego z naszej gminy i on dał mi jego numer, więc zadzwoniłem do Marka i on zaraz, za jakieś 15-20 minut przyjechał z jakimś panem, chyba z Urzędu Miasta w Brzegu. Jeszcze po drodze spotkaliśmy naszego dzielnicowego z Szydłowic i przekazaliśmy mu, w jakim celu jedziemy” – relacjonuje pan Kazimierz.

A kto zabrał ptaka? – dopytujemy.

– „No, Marek Stajszczyk i jeszcze ten pan z Urzędu Miasta w Brzegu. Zabrali go samochodem, był w kartonie zawinięty w kocyk” – tłumaczy mieszkaniec Szydłowic.

Dzwonili do jakiejś innej instytucji, może do weterynarza? – kontynuujemy rozmowę.

– „Przy mnie nic. Z tego, co zrozumiałem to mówili, że jadą z nim do burmistrza” – odpowiada pan Kazimierz.

A mówili w jakim celu?

– „Nie wiem, tzn. że on się chyba będzie nim zajmował, a sobie – brzydko powiem – jaja zrobił z tym ptakiem. Słyszał pan? To jest bardzo nieładnie, ja bym osobiście mu „pogratulował”, ale… aż serce ściska” – mówi osoba, która nie jest ornitologiem, ale uważa, że sesja fotograficzna z chorym ptakiem była kuriozalna.

Praktykiem ornitologiem jest za to pan Marek Stajszczyk, który obecnie jest zatrudniony w Urzędzie Miasta w Brzegu przez burmistrza Jerzego Wrębiaka. Jest jednak pracownikiem dozoru i monitoringu miejskiego. To właśnie z nim włodarz miasta konsultował swoje działania ratunkowe, a więc także podnoszenie zatrutego bielika niczym zwykły drób i pozowanie z chorym ptakiem do zdjęć.

Urzędnicy wiedzieli o bieliku przynajmniej od godz. 13:05, ale ośrodek Avi powiadomili dopiero o godz. 15:55

Zanim urzędnicy i burmistrz powiadomili o znalezionym bieliku Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi”, wiedziała już o tym fakcie reporterka TVP. Wiedziała nawet, że już ktoś po ptaka jedzie, a więc wszystko wskazuje na to, że poinformowali ją urzędnicy.

– „Pierwsza informacja trafiła od reporterki TVP o godzinie 13:04. Reporterka wspomniała, iż taki ptak został znaleziony i na miejsce jadą osoby w celu złapania go (przekazano wtedy pilną prośbę o kontakt z ośrodkiem). Finalne zgłoszenie o odłowionym bieliku trafiło do nas o godzinie 15:55 od Pana Marka Stajszczyka” – informuje naszą redakcję Marta Węgrzyn, opiekunka dzikich zwierząt ośrodka „Avi”.

To, że urzędnicy wiedzieli o znalezionym bieliku już około godz. 13.00 potwierdza również notatka służbowa strażnika miejskiego. Co ciekawe, dokument ten opracowano dopiero 16. lutego, czyli 3 dni po naszym zapytaniu (9 dni po podjętych czynnościach w sprawie bielika). Niestety, w notatce nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, czy i dlaczego większe znaczenie miało poinformowanie mediów, niż weterynarza. Nie znajdziemy w niej również żadnych informacji, dlaczego z powiadomieniem ośrodka „Avi” czekano aż prawie 3 godziny. O ekspozycji ptaka na kontakt z burmistrzem i przechodniami w parku oraz pozowania do zdjęć nie ma w notatce służbowej ani jednego słowa.

– „Wystosowałam zapytanie z prośbą o pomoc w transporcie. Nie wiem dokładnie kto, ale któryś pracownik Urzędu Gminy Brzeg znalazł osobę, która mogła dowieźć ptaka wyjeżdżając z Brzegu około/po godzinie 18.00. Chcąc przyśpieszyć transport, dwójka wolontariuszy Opolskiego Centrum Avi zgłosiła się do pomocy przy transporcie i o godzinie 17.00 byli już w drodze po bielika” – wyjaśnia Marta Węgrzyn.

Ostatecznie zatruty ptak w ciężkim stanie trafił do weterynarza dopiero o godz.19:00, ale z notatki służbowej strażnika oraz facebookowych relacji burmistrza Wrębiaka wynika, że bielik przebywając w urzędzie nabrał wigoru, poczuł się lepiej, a nawet chodził po pomieszczeniu, do którego został wpuszczony.

Burmistrz Jerzy Wrębiak zamierza przeprosić za sesję zdjęciową z chorym ptakiem, jednak po chwili dodaje coś, co trudno nawet skomentować

Nie ma wątpliwości, że samo zainteresowanie się ptakiem oraz wyjazd w teren w celu jego odłowienia trzeba rozpatrywać w kategoriach dobrego uczynku. Do tego momentu wszystko przebiegało w sposób prawidłowy. Natomiast kontrowersje wzbudza nie tylko przetransportowanie chorego bielika do urzędu, zamiast do weterynarza, ale przede wszystkim zbędne i narażające drapieżnego ptaka na stres dalsze działania. Będący pod ochroną prawną bielik nie jest maskotką, czy innego rodzaju eksponatem do wykonywania reżyserowanych zdjęć. Tym bardziej, że pracownik urzędu miał świadomość, że ptak może być zatruty. Ponadto urząd miasta nie jest lecznicą dla zwierząt, a burmistrz i praktyk ornitolog nie są weterynarzami, którzy mogliby wykonać jakiekolwiek zabieg lub podać odpowiednie leki. Wbrew temu, co uważa włodarz miasta, sesja fotograficzna z cierpiącym bielikiem nie była dobrym uczynkiem, tylko raczej kuriozalnym, propagandowym działaniem, dlatego trudno za to oczekiwać podziękowań.

W tej sprawie wysłaliśmy do burmistrza Jerzego Wrębiaka kilkanaście pytań, ale nie na wszystkie otrzymaliśmy odpowiedź. Nawet, jeśli burmistrz wskazuje, że odpowiedź znajduje się w notatce służbowej, to w rzeczywistości nie zawsze tam jest. Niektóre odpowiedzi zupełnie odbiegają od pytania, jednak ocenę całego przekazu pozostawiamy Czytelnikom.

Redakcja: Czy pracownicy Urzędu Miasta w Brzegu sporządzili dokumentację/notatkę służbową z czynności związanych z odłowieniem bielika? Jeśli tak, to proszę o jej kopię, jeśli nie, to dlaczego?
Jerzy Wrębiak: TAK – załączona notatka służbowa.
Komentarz: Poniżej publikujemy pełną treść notatki.


Redakcja: O której godzinie pracownik Urzędu Miasta w Brzegu otrzymał zawiadomienie o znalezionym bieliku?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.


Redakcja: Jaką funkcję w Urzędzie Miasta w Brzegu pełni pan Marek Stajszczyk, czyli pracownik, którego wizerunek i dane osobowe podawane są do publicznej informacji przez Gminę Brzeg?
Jerzy Wrębiak: Pracownik dozoru i monitoringu – wykształcenie wyższe przyrodnicze – Uniwersytet Wrocławski oraz współpracownik Komitetu Ochrony Orłów ,społecznik w powiecie brzeskim, praktyk ornitolog – autor wielu publikacji naukowych i popularno – naukowych.


Redakcja: Kto zdecydował, aby pracownicy Urzędu Miasta w Brzegu podjęli czynności polegające na ratowaniu znalezionego bielika?
Jerzy Wrębiak: Burmistrz.


Redakcja: Kto zdecydował, aby odłowić bielika i przetransportować go do Urzędu Miasta w Brzegu?
Jerzy Wrębiak: Burmistrz.


Redakcja: O której godzinie odłowiony bielik został przywieziony do Urzędu Miasta w Brzegu?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.
Komentarz: Nie wynika.


Redakcja: W jakim celu odłowionego bielika przywieziono do Urzędu Miasta w Brzegu?
Jerzy Wrębiak: W celu ratowania życia ptaka.


Redakcja: O której godzinie poinformowano Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi” o znalezionym bieliku?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.
Komentarz: Nie wynika.


Redakcja: Dlaczego pracownik Urzędu Miasta w Brzegu w pierwszej kolejności
poinformował o znalezionym bieliku reporterkę TVP 3 Opole, a dopiero znacznie później poinformowano Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Avi”?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.
Komentarz: Nie wynika.


Redakcja: Kim jest określany przez pana Jerzego Wrębiaka specjalista, który skonsultował z burmistrzem możliwość, tu cytat: „ograniczonego do minimum kontaktu” z bielikiem i na czym ten kontakt burmistrza polegał?
Jerzy Wrębiak: Marek Stajszczyk.


Redakcja: W jakim celu pan Jerzy Wrębiak podnosił bielika, klękał nad nim i fotografował się z chorym, cierpiącym ptakiem?
Jerzy Wrębiak: Zainteresował się udzieleniem pomocy ptakowi.
Komentarz: … bez komentarza


Redakcja: Czy specjalista oraz pan burmistrz posiadali w tamtym momencie świadomość, że bielik będący pod ochroną prawną może być poważnie chory i wymagać natychmiastowej opieki weterynaryjnej?
Jerzy Wrębiak: Tak.


Redakcja: Czy przed przywiezieniem ptaka do Urzędu Miasta w Brzegu lub już
po jego przywiezieniu, ktokolwiek z pracowników urzędu (w tym specjalista oraz burmistrz), konsultowali z lekarzem weterynarii, jak należy postępować z chorym bielikiem oraz czy można go napoić, podnosić, głaskać i urządzać z nim sesje fotograficzne?
Jerzy Wrębiak: Burmistrz konsultował sprawę z pracownikiem, który interweniował wielokrotnie w podobnych sytuacjach.
Komentarz: Nie pytaliśmy o to, czy burmistrz konsultował to z zatrudnionym przez siebie pracownikiem dozoru i monitoringu, tylko czy napojenie ptaka, głaskanie, podnoszenie i urządzanie sesji fotograficznej było konsultowane z weterynarzem.


Redakcja: Jakie obiektywne trudności spowodowały, że odłowiony ptak nie został przewieziony z miejsca odłowienia do lekarza weterynarii, tylko do Urzędu Miasta w Brzegu?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.
Komentarz: Nie wynika.

Redakcja: Proszę wymienić wszystkie czynności, jakie przeprowadzono w celu ratowania ptaka od czasu przywiezienia bielika do Urzędu Miasta w Brzegu do czasu przekazania wolontariuszom z ośrodka „Avi” oraz kto te czynności wykonywał?
Jerzy Wrębiak: Wynika z notatki.
Komentarz: Nie wynika.


Redakcja: Jakie koszty poniosła Gmina Brzeg w związku z odłowieniem i leczeniem chorego bielika?
Jerzy Wrębiak: Zaangażowanie pracowników w udzielenie pomocy.

Redakcja: Czy i ewentualnie jakie środki finansowe przeznaczyła lub zamierza przeznaczyć Gmina Brzeg na wsparcie leczenia chorego ptaka?
Jerzy Wrębiak: Na stronie Burmistrza Brzegu oraz Urzędu Miasta, znalazł się artykuł prasowy zachęcający do wpłat wszystkich, którym leży na sercu dobro odłowionego w pobliżu Brzegu orłana.


Redakcja: Czy Jerzy Wrębiak zamierza przeprosić za swoje zachowanie dotyczące sesji fotograficznej z chorym bielikiem, a które to zostało skrytykowane przez opinię publiczną?
Jerzy Wrębiak: Tak – „Każdy dobry uczynek musi być przykładnie ukarany”. Zamiast podziękowań spotkała mnie fala krytyki ze strony czytelników tygodnika Panoramy Powiatu Brzeskiego.

Komentarz: Szanowny Panie Burmistrzu, reżyserowaną sesję zdjęciową z chorym ptakiem trudno nazwać dobrym uczynkiem i jeszcze trudniej oczekiwać za to podziękowań. Natomiast nie chcąc Pana martwić, ale chcąc pozostać w sferze obiektywnych faktów – zdaniem wielu komentatorów – zasłużona krytyka takiego zachowania pojawiła się na portalach mediów opolskich, a nawet ogólnopolskich. Zadeklarowane przez Pana przeprosiny mają szansę zdobyć podobny rozdźwięk, a więc my również pozostajemy do Pańskiej dyspozycji w tej kwestii.

Poniżej pełna treść notatki służbowej zastepcy komendanta Straży Miejskiej. Dokument opracowano w dniu 16 lutego 2023 r., a dotyczy podjętych działań w dniu 7 lutego 2023 r.

„W trakcie wykonywania obowiązków stużbowych dniu 07.02.2023 r. ok. godz.13:05 przyszedł do mnie do pokoju pracownik dozoru Pan Marek Stajszczyk, który powiedział mi, że ma potwierdzoną informację, iż na terenie zalewowym pod Brzegiem, znajduje się nielotny orłan Bielik. Dodał, że ptak prawdopodobnie jest ranny lub podtruty i trzeba go zabezpieczyć, a także udzielić mu pomocy. Zwrócił się do mnie czy bym go nie zawiózł w to miejsce i pomógł z transportem Bielika do Urzędu, a on już dalej będzie załatwiał pomoc dla ptaka. Wyjaśnił, że dojazd do orłana jest ciężki bo są roztopy, a dojazd do miejsca przebywania rannego ptaka wiedzie przez drogi polne i trawiaste, które są grząskie i jest dużo błota oraz wody. Jak oświadczył przyszedł do mnie po pomoc, gdyż posiadam samochód z podwyższonym podwoziem i z napędem 4×4 koła, co umożliwi sprawny dojazd do Bielika. Poza tym nie miał też innego środka transportu. Zgodziłem się od razu, ale zaznaczyłem, że musi być zgoda Burmistrza na opuszczenie miejsca pracy. Pan Stajszyk powiedział, że Pan Burmistrz sam zainteresował się ratowaniem Bielika i jak ja wyrażę zgodę to mamy jechać. Przy rozmowie był obecny Komendant Straży Miejskiej w Brzegu Pan Krzysztof Szary, który również zezwolił na wyjazd w teren. Ponadto oświadczył, że mimo końca jego zmiany pozostanie w Komendzie do mojego powrotu, aby mnie zastąpić i zachować ciągłość nadzoru nad służbą. Pan Stajszyk miał już przygotowany karton z kocem i niezwłocznie udaliśmy się w miejsce zgłoszenia. Po drodze wsiadł do nas znajomy Pana Marka, który zgłosil całe zdarzenie i znał dokładne miejsce, gdzie widział orłana. Na miejscu, na środku pola uprawnego, zauważyliśmy przedmiotowego ptaka z rozłożonymi skrzydłami. Po naszym podejściu Bielik nie uciekał. Został fachowo zabezpieczony kocem i ułożony w kartonie przez Pana Marka. Z uwagi na fakt, że nie byłem potrzebny przy samym odłowie ptaka, na prośbę Pana Marka, zrobiłem zdjęcia z odłowu i przenoszenia Bielika do mojego samochodu, które Pan Marek chciał wykorzystać do swojego kolejnego artykułu ornitologicznego. Pan Marek stwierdził, że jedziemy z nim do Urzędu Miasta, gdzie on go zabezpieczy, napoi i będzie szukał dla niego pomocy. Po powrocie do Urzędu wróciłem do swoich zajęć służbowych. Przed godz 16 przyszedł do mnie Pan Marek i powiedział, że orłan został napojony i czuje się lepiej, a nawet chodzi już po pomieszczeniu do którego został wpuszczony. Poinformował mnie też, że jest w trakcie załatwiania azylu dla Bielika. Pan Marek poprosił mnie, abym zadzwonił na wskazany mi przez niego nr telefonu do Pani dziennikarki z Opola, z którą on współpracuje jako ornitolog przy ratowaniu ptaków. Chodziło o przesłanie zdjęć z odłowu ptaka. W trakcie rozmowy z Panią redaktor dowiedziałem się, że pomoc dla ptaka jest już organizowana w azylu dla rannych ptaków w Łubnianach. Przekazała mi numer telefonu do Pani Marty Węgrzyn z tej fundacji w Łubnianach. Zadzwoniłem do Pani Marty i dowiedziałem się, że Bielika najpierw będzie trzeba zawieźć do weterynarza do Opola na ul. Chabrów. Powiedziała, że organizuje tam lekarza. Pani Marta spytała się mnie czy jesteśmy w stanie przywieźć ptaka do Opola, gdyż ona nie ma akurat transportu. Zgodziłem się na zawiezienie Bielika swoim autem do Opola, ale wyjaśniłem, ze na 17 mam wizytę u lekarza u którego muszę być, gdyż skończyły mi się leki, które stale zażywam. Zaznaczyłem iż zaraz po lekarzu jestem gotów jechać z Panem Markiem, gdyż chodziło też o bezpieczeństwo ptaka, jak i moje podczas transportu, ponieważ ptak lepiej się poczuł i mógł sam wyjść z koca i kartonu. A biorąc pod uwagę wielkość i siłę ptaka mogłoby dojść do sytuacji niebezpiecznej gdybym jechał z nim sam. Uzgodniłem z Panią Martą. że zaraz po moim lekarzu wyruszymy do Opola, a najpóźniej przed godz 18, gdybym nie załatwił Panu Markowi szybszej podmiany na monitoringu miejskim, gdyż w tym dniu od godz. 15:15 pełnił sam dyżur na monitoringu i dozorze. W trakcie załatwiania podmiany dla Pana Marka, o godz 16.28, zadzwoniła Pani Marta i poinformowała mnie, że załatwiła dwóch wolontariuszy od siebie, którzy już wyjeżdżają. Stwierdziła, że nie może trzymać lekarza do 19, a poza tym, że jeżeli Bielik jest otruty to liczy się czas. Pani Marta podziękowała za pomoc i zakończyliśmy rozmowę. Przekazałem informację Panu Markowi, że nie jedziemy do Opola i na monitoring zgłoszą się po Bielika wolontariusze. Poprosiłem Pana Marka o poinformowanie mnie jak ptak zostanie przejęty przez wolontariuszy. O godz 18:23 Pan marek zadzwonił do mnie, że przekazał ptaka wolontariuszom, i że ptak czuł się jeszcze lepiej. Na tym interwencję w sprawie Bielika zakończyłem”.

Z-ca Komendanta
Adam Bielecki

Burmistrz Brzegu z zatrutym bielikiem. Zgodę na tego typu zdjęcia miał wyrazić zatrudniony w urzędzie pracownik dozoru i monitoringu, ale prywatnie praktyk ornitolog (fot. UM w Brzegu)

Reklama